Zajęcie Końskich przez II Zgrupowanie Zgrupowań Partyzanckich AK „Ponury” 31 sierpnia/1 września 1943 r.
Zajęcie Końskich przez II Zgrupowanie dowodzone przez ppor. Waldemara Szwieca „Robota” było jedną z trzech tego rodzaju miejskich akcji dywersyjnych w okupowanej Europie w 1943 roku [1]. Wymiar akcji był bardzo duży - stanowiła manifest siły i aktywności polskiego ruchu oporu i odbiła się szerokim echem wśród społeczności lokalnej. Samo miasto zostało przez Niemców nazwane „Banditenstadt”.
Praca opiera się na dwóch relacjach bezpośrednich uczestników tej akcji - kpr. Tadeusza Chmielowskiego [2] oraz plut. pchor. Stanisława Wolfa [3]. Relacje te zostały uzupełnione meldunkiem dowodzącego akcją zajęcia miasta ppor. „Robota” oraz niemieckim meldunkiem Dowództwa Okręgu Wojskowego w Generalnym Gubernatorstwie.
Plan opanowania Końskich zrodził się w głowie ppor. „Robota” z dwóch powodów. Dynamiczny dowódca II Zgrupowania postanowił w ten niezwykły sposób „uświęcić” czwartą rocznicę niemieckiej agresji na Polskę i udowodnić, że pomimo okupacji, Polska nadal istnieje i walczy. Akcja miała stanowić również odpowiedź na przeprowadzone przez Niemców aresztowania w Końskich w dniu 20 sierpnia. Tego dnia miasto zostało otoczone przez kordon Wehrmachtu, a patrole „łapaczy” wdzierały się do mieszkań z przygotowanymi wcześniej listami nazwisk i aresztowały proskrybowanych [4]. Bardzo różnie zostało przedstawione w literaturze statystyczne ujęcie aresztowanych [5]. Większość z nich została wywieziona do Auschwitz. Ppor. W. Szwiec chciał Niemcom udowodnić, że za antyniemieckie akcje dywersyjne odpowiada siła nie działająca na co dzień w samym mieście. W założeniach akcja ta miała również podtrzymać ducha Konecczan po tych trudnych wydarzeniach. W meldunku do dowódcy Zgrupowań Partyzanckich AK „Ponury” por. J. Piwnika pisał on tak: „Cel akcji: Podtrzymanie ducha ludności polskiej w powiecie koneckim, który po ostatnich aresztowaniach wyraźnie upadł, wykazanie własnym żołnierzom niskiej wartości moralno-bojowej żandarmerii i naszej nad nimi wyższości w tym kierunku przy walce wręcz, zdobycie dla zgrupowania potrzebnych części wyekwipowania i umundurowania przez obrobienie niemieckich składów tekstylnych (...)” [6]
Podkreślić należy fakt, iż w Końskich stacjonowały potężne siły niemieckie. M. Jedynak oszacował ich liczbę na 1800 żołnierzy [7]. Inni badacze przedstawili zbliżone ujęcie statystyczne [8]. Sam dowódca II Zgrupowania oszacował je następująco: „Gestapo, policja kryminalna 24, Ordnungspolizei 75, Feldgandarmerie 12, Sonderdienst 30, policja granatowa 22, Bahnschutz 10, poza miastem około 0,5 km 1000 ludzi z legionu wschodniego dowodzonego przez oficerów niemieckich, a w Baryczy 4 km od miasta 500 Ukraińców” [9].
Niemcy uzbrojeni byli w lekką i ciężką broń maszynową, granatniki oraz pojazdy opancerzone. Tej zmilitaryzowanej potędze wyszły naprzeciw 64 osoby, których uzbrojenie stanowiło: 1 ckm, 6 rkm-ów, 7 pistoletów maszynowych, 52 karabiny, 30 pistoletów i 60 granatów oraz „mała ilość amunicji”[10].
Jak wyglądał przebieg tej brawurowej akcji?
Wieczorem 31 sierpnia w okolicach Końskich odbyła się odprawa. Dowództwo powiadomiło żołnierzy, że wezmą udział w akcji opanowania Końskich. W trakcie odprawy sprawdzono uzbrojenie oraz rozdzielono zadania pomiędzy plutony i sekcje. Partyzanci, ze względu na rozmieszczenie niemieckich służb w różnych częściach miasta, zostali podzieleni na mniejsze grupy. „Poszczególne zadania przydzielono kilkuosobowym grupom bojowym co wynikało ze znacznego rozproszenia obiektów zajmowanych przez siły niemieckie okupujące miasto”[11].
O godz. 22.00 ogłoszono pogotowie bojowe. Na lizjerze lasu na wschód od Końskich pojawił się 64 osobowy oddział. Wzmocnieniem głównej grupy bojowej były placówki AK, które pilnowały dróg dojazdowych do miasta. Od strony Skarżyska-Kamiennej drogę ubezpieczała placówka AK ze Smarkowa dowodzona przez Franciszka Sałatę „Huragana”. W tym czasie podstawowe siły maszerowały do Końskich. Sygnałem rozpoczęcia akcji miało być wyłączenie stacji transformatorowej, zaplanowane na godzinę 23.50. Koniec akcji przewidziany była na godz. 2.00.
Pchor. „Staszek” pod datą 31 sierpnia zanotował: „O godzinie dziesiątej jesteśmy na lizjerze lasu. Przed sobą mamy wolną przestrzeń i niedalekie światła miasta. Co chwilę przecinają ciemność światła reflektorów. Posuwamy się b. wolno i ostrożnie. Po pewnym czasie wchodzimy w pierwsze zabudowania przedmieścia, przechodzimy przez szosę i wzdłuż jakiejś rzeczki czy kanału dochodzimy do toru. Trwa to b. długo, gdyż co chwila musimy padać, by nie złapały nas reflektory. W końcu przeskakujemy tor i kładziemy się w pobliskim kartoflisku. Tu leżymy do godziny 11-tej min. 50. gasną wtedy wszystkie światła. Jest to sygnał do wkroczenia do miasta”[12].
Część biorących udział w akcji partyzantów pod samą stacją transformatorową oczekiwała na umówiony sygnał. „Szeptem wydawane rozkazy podrywają nas na nogi. Idziemy wzdłuż jakiegoś parkanu, następnie przez ogród, mijamy uśpione zabudowania i zatrzymujemy się przy mostku na dużym rowie naprzeciwko szkoły, w której stacjonuje żandarmeria. Odeszły już od nas dwa rkm-y, które mają za zadanie utrzymania w szachu własowców, Gestapo i sonderdienstu oraz grupa likwidacyjna (...)”[13]
T. Chmielowski w swojej relacji wspominał akcję następująco: „Nieco wcześniej oddzieliła się od nas grupa mająca za zadanie osłonę od strony kompanii Ordnungspolizei i od cokolwiek dalej stacjonującego (...) Ostlegionu. Składała się ona z obsługi ckm-u i kilku żołnierzy pod dowództwem kpr. pchor. „Bandery” [14]
Sekcja pod dowództwem kpr. pchor. S. Kołodziejczyka „Bandery” ogniem ckm-u miała ryglować koszary kompanii Ordnungspolizei, położone na północnych obrzeżach miasta oraz stacjonujący o kilometr dalej Ostlegion. Jednak z ckm-em wystąpiły problemy- zaciął się. Żołnierze rozpoczęli ostrzał z broni ręcznej, jednak wkrótce się wycofali. „Pchor. „Bandera” z kpr. „Wąsem”, celowniczym „Sołtykiem” i resztą obsługi ckm-u zajęli stanowiska na wprost koszar kompanii Ordnungspolizei, na odległość 150-200 m. Gdy rakiety oświetlały przedpole, partyzanci ujrzeli ruch w koszarach i kilka postaci żandarmów na tle budynku. Wtedy rozpoczął ogień ckm „Sołtyka”. Pod silnym ogniem Niemcy nie usiłowali wychylić głów i starali się jedynie przez oświetlanie rakietami terenu uniemożliwić partyzantom natarcie. Niemieckie pociski, wysyłane na ślepo, górowały i niepowodowany strat. Gdy nasz ckm milknął, Niemcy próbowali rozpoznać sytuację, lecz po kilkakrotnym przekonaniu się, że działanie z ich strony wywołuje silny ogień prowadzony ze zmienianych ciągle stanowisk, zrezygnowali z aktywności. Dopiero po upływie dłuższego czasu, w drugiej godzinie akcji, ckm odmówił posłuszeństwa i zacięcia nie dało się usunąć w warunkach polowych. (...) „Bandera” nakazał stopniowe wycofywanie się grupy (...)”[15]
Zacytowany przeze mnie T. Chmielowski wkroczył do Końskich w patrolu likwidacyjnym pod dowództwem kpr. Stanisława Janiszewskiego „Dewajtisa”. Oprócz niego w skład patrolu wchodził strz. NN „Leon” z Chorzowa, który jako Ślązak mówił biegle po niemiecku. Partyzanci podawali się za niemiecką policję. Wykonali wyroki Wojskowego Sądu Specjalnego na piątce miejscowych konfidentów, którzy przyczynili się do sierpniowych aresztowań.
Dalszy przebieg akcji w relacji „Staszka” wyglądał następująco: „Pozostał nasz pluton, resztki drugiego i trzeciego i drużyna ckm-u. Jeszcze w lesie odłączyła od nas grupa 20 ludzi z dwoma rkm-ami i dwoma stenami pod dow. por. „Kmicica”. Ma on za zadanie obstawianie żandarmerii stacjonującej na ul. 3 Maja i feldżandarmerii na ul. Kilińskiego. Grupa ta rekwirować będzie towary z niemieckiego sklepu z materiałami (...)”[16]
Zdobyty w magazynach towar partyzanci załadowali na zarekwirowaną furmankę. Akcję osłaniały (blokując posterunek żandarmerii) dwie sekcje rkm-ów pod dow. kpr. pchor. Jana Wroniszewskiego „Znicza” i kpr. pchor. Henryka Smalca „Herwina”. Po wykonaniu zadania grupa por. „Kmicica” wycofała się z miasta.
„W momencie gdy ckm zajmuje swe stanowisko, słyszymy pierwsze strzały. To rkm-y por. „Kmicica” ostrzeliwują żandarmerię. Kapral „Wąs” oddaje wtedy krótką serię do budki wartownika, następnie do samochodów ustawionych przy szkole i do samego budynku. Zostawiamy na ubezpieczeniu ckm-u czterech ludzi z naszego plutonu, a sami wąską uliczką dochodzimy do magazynów Społem. Dostajemy się do ich wnętrza i zaczynamy wynosić towary. Trzech ludzi dostaje rozkaz sprowadzenia szofera i auta. W tym czasie całe miasto jest oświetlone przez niemieckie rakiety i wszędzie słychać strzelaninę. Huk strzałów z broni maszynowej i kb przerywany jest od czasu do czasu eksplozjami granatów, wyrzucanych przez niemieckie granatniki. Całość robi wrażenie regularnej bitwy. Niemcy nie orientują się zupełnie, jaką siłą i w jakim celu zostali zaatakowani, walą ze wszystkiej posiadanej broni i wysyłają co chwila alarmowe rakiety. Żandarmeria stacjonująca w szkole, chcąc się przekonać prawdopodobnie o naszej sile, wysyła patrole, które dochodzą do magazynów Społem. Na rozkaz kom. „Robota” przestajemy wynosić towary i zachowujemy bezwzględną ciszę. Słyszymy wyraźnie głosy porozumiewających się ze sobą Niemców. Dopuszczamy ich możliwie jak najbliżej i witamy serią z rkm-u. Sam komendant „Robot” wali po nich serię za serią ze swojego stena. Niemcy milkną i wycofują się natychmiast (...)”[17]
W magazynach Społem przy ul. Jatkowej [obecnie ul. Spółdzielcza], w bezpośrednim sąsiedztwie silnie strzeżonego więzienia, operowała grupa ppor. „Robota”. Wysłani w miasto żołnierze sprowadzili samochód ciężarowy, na który załadowali odzież, tekstylia i artykuły spożywcze.
„Po godzinie pod Społem zajeżdża auto, na które ładujemy wyniesione przedtem towary. Przy kierownicy siada szofer i zaczyna wycofywać się w stronę Czerwonego Mostu. Po paru minutach dołącza do nas platforma załadowana materiałami zarekwirowanymi przez por. „Kmicica”, który ściąga w tej chwili swoje ubezpieczenie i lada chwila do nas dołączy. Ubezpieczamy się ze wszystkich stron i powoli maszerujemy. Dochodzą do nas w międzyczasie wszystkie rkm-y i grupa likwidacyjna. Słychać już tylko poszczególne serie rkm-ów niemieckich i b. rzadkie wybuchy granatów (...)”[18]
Cała akcja trwała prawie dwie godziny. Po upływie tego czasu partyzanci wycofali się z miasta. Punkt zbiórki znajdował się na przejeździe kolejowym, skąd wszyscy uczestnicy ruszyli na szczyt Kamieniarskiej Góry.
Jaki wymiar miała ta brawurowa akcja?
„Robota udała nam się wspaniale. Pominąwszy już korzyści materialne, osiągnęliśmy wielki sukces propagandowy. W czwartą rocznicę wojny zajmujemy sobie powiatowe miasto Końskie (...) i plądrujemy w nim jak u siebie w domu. Nie stracimy przy tym ani jednego człowieka, podczas gdy po stronie niemieckiej jest ciężko ranny dow. żandarmerii, sześciu zabitych żandarmów i jeden z sonderdienstu.”[19]
Akcja powiodła się w stu procentach. Niemcy sądzili, że miasto opanował silny oddział partyzancki, w walce z którym nie mieliby szans. W związku z tym ograniczyli swoje działania jedynie do chaotycznego ostrzału z własnych kwater i do oświetlania rakietami ich przedpola. W meldunku Dowództwa Okręgu Wojskowego w GG podano: „31.8 w nocy kilkuset [sic!] bandytów dokonało napadu na m. Końskie i z różnych składów zrabowano artykuły żywnościowe, materiały oraz samochód osobowy i samochód ciężarowy. Po stoczeniu walki z żandarmerią polową i pododdziałami Ostlegionu pod osłoną nocy banda wycofała się” [20].
Ppor. „Robot” skierował do akcji zaledwie 64 osoby. To błędne rozeznanie Niemców w ilości atakujących wynikło zapewne z faktu, że partyzanci podjęli jednoczesną walkę w wielu punktach miasta [21].
Zajęcie Końskich przez partyzantów, oprócz korzyści w postaci zdobytych z magazynów materiałów [22], miało również – a może przede wszystkim - duży wydźwięk psychologiczny zarówno na społeczeństwo lokalne, jak również na okupanta niemieckiego. Z jednej strony bowiem pokazało siłę polskiego podziemia, a z drugiej – kruchość okupanta i sytemu opartego na terrorze.
Zastanowić się należy nad pytaniem, jakie czynniki wpłynęły na fakt, że niespełna 70 osobowej grupie partyzantów udało się na dwie godziny unieruchomić siły ponad 20-krotnie wyższe? Na ten spektakularny sukces akcji wpłynęło z pewnością kilka czynników. Przede wszystkim ppor. „Robot” miał dokładne rozeznanie zarówno w rozmieszczeniu, jak i sile bojowej przeciwnika. Współpraca okolicznych placówek AK pozwoliła mu precyzyjnie zaplanować akcję. Ważnym czynnikiem również był element zaskoczenia.
W ocenie brytyjskiego Połączonego Sztabu Planowania, polski ruch oporu w 1943 r. był „najsilniejszy, najlepiej zorganizowany i najbardziej zdeterminowany w Europie (...)” [23] .Mając na uwadze wszelkie akcje przedsięwzięte choćby przez Zgrupowania Partyzanckie AK „Ponury”, trudno się z tą oceną nie zgodzić.
______________________
Przypisy:
[1]M. Jedynak, Robotowcy 1943. Monografia II Zgrupowania Zgrupowań Partyzanckich AK „Ponury”, Końskie 2007, s. 5.
[2]Kpr. T. Chmielowski „Bartek” – „Klon” działał w ruchu oporu od wiosny 1942 r. w Oddziale Dywersji Bojowej Komendy Obwodu AK Końskie. Oddział ten został włączony do II Zgrupowania ppor. „Robota” 21 sierpnia 1943 r. jako Pluton III Konecki, za: M. Jedynak, op. cit., s. 100-104. Podczas akcji kpr. „Bartek” działał w grupie, której celem było obstawienie siedziby Gestapo oraz zlikwidowanie konfidentów.
[3]S. Wolf „Staszek” był kronikarzem II Zgrupowania. Przebywał w bezpośrednim otoczeniu ppor. „Robota” i w okresie sierpniowo-wrześniowych działań swojego dowódcy prowadził skrupulatne notatki. Podczas akcji zajęcia miasta działał w grupie uderzeniowej.
[4]B. Kacperski, J. Z. Wroniszewski, Końskie i powiat konecki 1939-1945. Cz. III Konspiracja konecka 1939-1943, Końskie 2006, s. 45.
[5]H. S. Zawadzki, U boku „Ponurego”. Toruńczyk Waldemar Szwiec ps. „Robot” – bohater Kielecczyzny, Toruń 1992, s. 63 podał, że liczba ta przekroczyła 400 osób. W świetle innych danych wydaje się jednak przesadzona. Najbardziej wiarygodne ujęcie przedstawili: M. Jedynak, op. cit., s. 106 oraz M. Wikiera, Ziemia Konecka w obronie Ojczyzny [w:] Końskie. Zarys dziejów, pod red. M. Wikiery, Końskie 1998, s. 302. Wyliczyli oni liczbę aresztowanych na 247 osób.
[6]Cyt. za: C. Chlebowski, Cztery z tysiąca, Warszawa 1981, s. 70.
[7]Były to: 1 kompania 22 pułku policji SS, Kripo, Orpo, Schupo, Ostlegion, Sonderdienst, Ordnungspolizei, Bahnschutz, żandarmeria polowa, 954 i 955 kompania Sicherungsbatalionu Wehrmachtu w pobliskiej Baryczy, granatowa policja oraz oddział „Własowców”, za: M. Jedynak, op. cit, s. 106.
[8]L. Popiel „Antoniewicz”, Zgrupowania Partyzanckie AK „Ponury”, „Wojskowy Przegląd Historyczny”, cz. I, 1988, s. 238 oraz C. Chlebowski, Cztery z..., s. 71 podali liczbę 1724, zaś W. Borzobohaty, „Joodła”. Okręg Radomsko-Kielecki ZWZ-AK 1939-1945, Warszawa 1988, s. 58 oszacował ją na „ponad 1700 ludzi”.
[9]Meldunek ppor. „Robota” do por. J. Piwnika „Ponurego”, cyt. za: C. Chlebowski, Pozdrówcie Góry Świętokrzyskie, Warszawa 1993 (dalej: Meldunek ...), s. 254.
[10]Akcja „Robota” opanowania Końskich [w:] „Zeszyty Kombatanckie” nr 37, Warszawa 2004, s. 74.
[11]Ibidem, s. 71.
[12]S. Wolf „Staszek”, Fragmenty Dziennika [w:] C. Chlebowski, Pozdrówcie ..., s. 250.
[13]Ibidem.
[14]T. Chmielowski „Bartek”, Końskie w nocy z 21.08/01.09.1943 r. [w:] B. Kacperski, J. Z. Wroniszewski, Końskie i powiat konecki1939-1945, cz. IV Konspiracja konecka 43-45, Końskie 2006, (dalej: Końskie w nocy ...), s. 71.
[15]T. Chmielowski „Bartek”, Końskie w nocy ..., s. 72.
[16]S. Wolf „Staszek”, Fragmenty Dziennika, s. 250-251.
[17]Ibidem, s, 251.
[18]Ibidem.
[19]Ibidem, s. 252.
[20]Cyt. za: J. Tucholski, Cichociemni, Warszawa 1988, s. 214.
[21]T. Z. Krzaczyński, Z „Robotem” na Końskie. Akcja Zgrupowania Nr 2 Świętokrzyskich Zgrupowań Partyzanckich AK „Ponury” w Końskich z 31.08/1.09.1943 r., „Zeszyty Historyczne”, z. 3 Końskie 1993, s. 24-25.
[22]O materialnych zyskach akcji ppor. „Robot” napisał w swoim meldunku następująco: „ (...) każdy żołnierz zgrupowania został zaopatrzony w płaszcz nieprzemakalny, nowe ubranie, sweter, koc, dwie koszule, jedna parę kaleson oraz parę skarpet i zielony kombinezon. Ponad stan oddziału pozostało 20 ubrań, 50 kombinezonów zielonych, 30 kombinezonów zielono-szarych, 118 koszul, 226 par rękawiczek, 27 koszul ciepłych, kilkaset metrów materiałów na ubrani.” Za: Meldunek ..., s. 254-255.
[23]E. Duraczyński, Polska 1939-1945. Dzieje polityczne, Warszawa 1999, s. 257.
Zajęcie Końskich przez II Zgrupowanie dowodzone przez ppor. Waldemara Szwieca „Robota” było jedną z trzech tego rodzaju miejskich akcji dywersyjnych w okupowanej Europie w 1943 roku [1]. Wymiar akcji był bardzo duży - stanowiła manifest siły i aktywności polskiego ruchu oporu i odbiła się szerokim echem wśród społeczności lokalnej. Samo miasto zostało przez Niemców nazwane „Banditenstadt”.
Praca opiera się na dwóch relacjach bezpośrednich uczestników tej akcji - kpr. Tadeusza Chmielowskiego [2] oraz plut. pchor. Stanisława Wolfa [3]. Relacje te zostały uzupełnione meldunkiem dowodzącego akcją zajęcia miasta ppor. „Robota” oraz niemieckim meldunkiem Dowództwa Okręgu Wojskowego w Generalnym Gubernatorstwie.
Plan opanowania Końskich zrodził się w głowie ppor. „Robota” z dwóch powodów. Dynamiczny dowódca II Zgrupowania postanowił w ten niezwykły sposób „uświęcić” czwartą rocznicę niemieckiej agresji na Polskę i udowodnić, że pomimo okupacji, Polska nadal istnieje i walczy. Akcja miała stanowić również odpowiedź na przeprowadzone przez Niemców aresztowania w Końskich w dniu 20 sierpnia. Tego dnia miasto zostało otoczone przez kordon Wehrmachtu, a patrole „łapaczy” wdzierały się do mieszkań z przygotowanymi wcześniej listami nazwisk i aresztowały proskrybowanych [4]. Bardzo różnie zostało przedstawione w literaturze statystyczne ujęcie aresztowanych [5]. Większość z nich została wywieziona do Auschwitz. Ppor. W. Szwiec chciał Niemcom udowodnić, że za antyniemieckie akcje dywersyjne odpowiada siła nie działająca na co dzień w samym mieście. W założeniach akcja ta miała również podtrzymać ducha Konecczan po tych trudnych wydarzeniach. W meldunku do dowódcy Zgrupowań Partyzanckich AK „Ponury” por. J. Piwnika pisał on tak: „Cel akcji: Podtrzymanie ducha ludności polskiej w powiecie koneckim, który po ostatnich aresztowaniach wyraźnie upadł, wykazanie własnym żołnierzom niskiej wartości moralno-bojowej żandarmerii i naszej nad nimi wyższości w tym kierunku przy walce wręcz, zdobycie dla zgrupowania potrzebnych części wyekwipowania i umundurowania przez obrobienie niemieckich składów tekstylnych (...)” [6]
Podkreślić należy fakt, iż w Końskich stacjonowały potężne siły niemieckie. M. Jedynak oszacował ich liczbę na 1800 żołnierzy [7]. Inni badacze przedstawili zbliżone ujęcie statystyczne [8]. Sam dowódca II Zgrupowania oszacował je następująco: „Gestapo, policja kryminalna 24, Ordnungspolizei 75, Feldgandarmerie 12, Sonderdienst 30, policja granatowa 22, Bahnschutz 10, poza miastem około 0,5 km 1000 ludzi z legionu wschodniego dowodzonego przez oficerów niemieckich, a w Baryczy 4 km od miasta 500 Ukraińców” [9].
Niemcy uzbrojeni byli w lekką i ciężką broń maszynową, granatniki oraz pojazdy opancerzone. Tej zmilitaryzowanej potędze wyszły naprzeciw 64 osoby, których uzbrojenie stanowiło: 1 ckm, 6 rkm-ów, 7 pistoletów maszynowych, 52 karabiny, 30 pistoletów i 60 granatów oraz „mała ilość amunicji”[10].
Jak wyglądał przebieg tej brawurowej akcji?
Wieczorem 31 sierpnia w okolicach Końskich odbyła się odprawa. Dowództwo powiadomiło żołnierzy, że wezmą udział w akcji opanowania Końskich. W trakcie odprawy sprawdzono uzbrojenie oraz rozdzielono zadania pomiędzy plutony i sekcje. Partyzanci, ze względu na rozmieszczenie niemieckich służb w różnych częściach miasta, zostali podzieleni na mniejsze grupy. „Poszczególne zadania przydzielono kilkuosobowym grupom bojowym co wynikało ze znacznego rozproszenia obiektów zajmowanych przez siły niemieckie okupujące miasto”[11].
O godz. 22.00 ogłoszono pogotowie bojowe. Na lizjerze lasu na wschód od Końskich pojawił się 64 osobowy oddział. Wzmocnieniem głównej grupy bojowej były placówki AK, które pilnowały dróg dojazdowych do miasta. Od strony Skarżyska-Kamiennej drogę ubezpieczała placówka AK ze Smarkowa dowodzona przez Franciszka Sałatę „Huragana”. W tym czasie podstawowe siły maszerowały do Końskich. Sygnałem rozpoczęcia akcji miało być wyłączenie stacji transformatorowej, zaplanowane na godzinę 23.50. Koniec akcji przewidziany była na godz. 2.00.
Pchor. „Staszek” pod datą 31 sierpnia zanotował: „O godzinie dziesiątej jesteśmy na lizjerze lasu. Przed sobą mamy wolną przestrzeń i niedalekie światła miasta. Co chwilę przecinają ciemność światła reflektorów. Posuwamy się b. wolno i ostrożnie. Po pewnym czasie wchodzimy w pierwsze zabudowania przedmieścia, przechodzimy przez szosę i wzdłuż jakiejś rzeczki czy kanału dochodzimy do toru. Trwa to b. długo, gdyż co chwila musimy padać, by nie złapały nas reflektory. W końcu przeskakujemy tor i kładziemy się w pobliskim kartoflisku. Tu leżymy do godziny 11-tej min. 50. gasną wtedy wszystkie światła. Jest to sygnał do wkroczenia do miasta”[12].
Część biorących udział w akcji partyzantów pod samą stacją transformatorową oczekiwała na umówiony sygnał. „Szeptem wydawane rozkazy podrywają nas na nogi. Idziemy wzdłuż jakiegoś parkanu, następnie przez ogród, mijamy uśpione zabudowania i zatrzymujemy się przy mostku na dużym rowie naprzeciwko szkoły, w której stacjonuje żandarmeria. Odeszły już od nas dwa rkm-y, które mają za zadanie utrzymania w szachu własowców, Gestapo i sonderdienstu oraz grupa likwidacyjna (...)”[13]
T. Chmielowski w swojej relacji wspominał akcję następująco: „Nieco wcześniej oddzieliła się od nas grupa mająca za zadanie osłonę od strony kompanii Ordnungspolizei i od cokolwiek dalej stacjonującego (...) Ostlegionu. Składała się ona z obsługi ckm-u i kilku żołnierzy pod dowództwem kpr. pchor. „Bandery” [14]
Sekcja pod dowództwem kpr. pchor. S. Kołodziejczyka „Bandery” ogniem ckm-u miała ryglować koszary kompanii Ordnungspolizei, położone na północnych obrzeżach miasta oraz stacjonujący o kilometr dalej Ostlegion. Jednak z ckm-em wystąpiły problemy- zaciął się. Żołnierze rozpoczęli ostrzał z broni ręcznej, jednak wkrótce się wycofali. „Pchor. „Bandera” z kpr. „Wąsem”, celowniczym „Sołtykiem” i resztą obsługi ckm-u zajęli stanowiska na wprost koszar kompanii Ordnungspolizei, na odległość 150-200 m. Gdy rakiety oświetlały przedpole, partyzanci ujrzeli ruch w koszarach i kilka postaci żandarmów na tle budynku. Wtedy rozpoczął ogień ckm „Sołtyka”. Pod silnym ogniem Niemcy nie usiłowali wychylić głów i starali się jedynie przez oświetlanie rakietami terenu uniemożliwić partyzantom natarcie. Niemieckie pociski, wysyłane na ślepo, górowały i niepowodowany strat. Gdy nasz ckm milknął, Niemcy próbowali rozpoznać sytuację, lecz po kilkakrotnym przekonaniu się, że działanie z ich strony wywołuje silny ogień prowadzony ze zmienianych ciągle stanowisk, zrezygnowali z aktywności. Dopiero po upływie dłuższego czasu, w drugiej godzinie akcji, ckm odmówił posłuszeństwa i zacięcia nie dało się usunąć w warunkach polowych. (...) „Bandera” nakazał stopniowe wycofywanie się grupy (...)”[15]
Zacytowany przeze mnie T. Chmielowski wkroczył do Końskich w patrolu likwidacyjnym pod dowództwem kpr. Stanisława Janiszewskiego „Dewajtisa”. Oprócz niego w skład patrolu wchodził strz. NN „Leon” z Chorzowa, który jako Ślązak mówił biegle po niemiecku. Partyzanci podawali się za niemiecką policję. Wykonali wyroki Wojskowego Sądu Specjalnego na piątce miejscowych konfidentów, którzy przyczynili się do sierpniowych aresztowań.
Dalszy przebieg akcji w relacji „Staszka” wyglądał następująco: „Pozostał nasz pluton, resztki drugiego i trzeciego i drużyna ckm-u. Jeszcze w lesie odłączyła od nas grupa 20 ludzi z dwoma rkm-ami i dwoma stenami pod dow. por. „Kmicica”. Ma on za zadanie obstawianie żandarmerii stacjonującej na ul. 3 Maja i feldżandarmerii na ul. Kilińskiego. Grupa ta rekwirować będzie towary z niemieckiego sklepu z materiałami (...)”[16]
Zdobyty w magazynach towar partyzanci załadowali na zarekwirowaną furmankę. Akcję osłaniały (blokując posterunek żandarmerii) dwie sekcje rkm-ów pod dow. kpr. pchor. Jana Wroniszewskiego „Znicza” i kpr. pchor. Henryka Smalca „Herwina”. Po wykonaniu zadania grupa por. „Kmicica” wycofała się z miasta.
„W momencie gdy ckm zajmuje swe stanowisko, słyszymy pierwsze strzały. To rkm-y por. „Kmicica” ostrzeliwują żandarmerię. Kapral „Wąs” oddaje wtedy krótką serię do budki wartownika, następnie do samochodów ustawionych przy szkole i do samego budynku. Zostawiamy na ubezpieczeniu ckm-u czterech ludzi z naszego plutonu, a sami wąską uliczką dochodzimy do magazynów Społem. Dostajemy się do ich wnętrza i zaczynamy wynosić towary. Trzech ludzi dostaje rozkaz sprowadzenia szofera i auta. W tym czasie całe miasto jest oświetlone przez niemieckie rakiety i wszędzie słychać strzelaninę. Huk strzałów z broni maszynowej i kb przerywany jest od czasu do czasu eksplozjami granatów, wyrzucanych przez niemieckie granatniki. Całość robi wrażenie regularnej bitwy. Niemcy nie orientują się zupełnie, jaką siłą i w jakim celu zostali zaatakowani, walą ze wszystkiej posiadanej broni i wysyłają co chwila alarmowe rakiety. Żandarmeria stacjonująca w szkole, chcąc się przekonać prawdopodobnie o naszej sile, wysyła patrole, które dochodzą do magazynów Społem. Na rozkaz kom. „Robota” przestajemy wynosić towary i zachowujemy bezwzględną ciszę. Słyszymy wyraźnie głosy porozumiewających się ze sobą Niemców. Dopuszczamy ich możliwie jak najbliżej i witamy serią z rkm-u. Sam komendant „Robot” wali po nich serię za serią ze swojego stena. Niemcy milkną i wycofują się natychmiast (...)”[17]
W magazynach Społem przy ul. Jatkowej [obecnie ul. Spółdzielcza], w bezpośrednim sąsiedztwie silnie strzeżonego więzienia, operowała grupa ppor. „Robota”. Wysłani w miasto żołnierze sprowadzili samochód ciężarowy, na który załadowali odzież, tekstylia i artykuły spożywcze.
„Po godzinie pod Społem zajeżdża auto, na które ładujemy wyniesione przedtem towary. Przy kierownicy siada szofer i zaczyna wycofywać się w stronę Czerwonego Mostu. Po paru minutach dołącza do nas platforma załadowana materiałami zarekwirowanymi przez por. „Kmicica”, który ściąga w tej chwili swoje ubezpieczenie i lada chwila do nas dołączy. Ubezpieczamy się ze wszystkich stron i powoli maszerujemy. Dochodzą do nas w międzyczasie wszystkie rkm-y i grupa likwidacyjna. Słychać już tylko poszczególne serie rkm-ów niemieckich i b. rzadkie wybuchy granatów (...)”[18]
Cała akcja trwała prawie dwie godziny. Po upływie tego czasu partyzanci wycofali się z miasta. Punkt zbiórki znajdował się na przejeździe kolejowym, skąd wszyscy uczestnicy ruszyli na szczyt Kamieniarskiej Góry.
Jaki wymiar miała ta brawurowa akcja?
„Robota udała nam się wspaniale. Pominąwszy już korzyści materialne, osiągnęliśmy wielki sukces propagandowy. W czwartą rocznicę wojny zajmujemy sobie powiatowe miasto Końskie (...) i plądrujemy w nim jak u siebie w domu. Nie stracimy przy tym ani jednego człowieka, podczas gdy po stronie niemieckiej jest ciężko ranny dow. żandarmerii, sześciu zabitych żandarmów i jeden z sonderdienstu.”[19]
Akcja powiodła się w stu procentach. Niemcy sądzili, że miasto opanował silny oddział partyzancki, w walce z którym nie mieliby szans. W związku z tym ograniczyli swoje działania jedynie do chaotycznego ostrzału z własnych kwater i do oświetlania rakietami ich przedpola. W meldunku Dowództwa Okręgu Wojskowego w GG podano: „31.8 w nocy kilkuset [sic!] bandytów dokonało napadu na m. Końskie i z różnych składów zrabowano artykuły żywnościowe, materiały oraz samochód osobowy i samochód ciężarowy. Po stoczeniu walki z żandarmerią polową i pododdziałami Ostlegionu pod osłoną nocy banda wycofała się” [20].
Ppor. „Robot” skierował do akcji zaledwie 64 osoby. To błędne rozeznanie Niemców w ilości atakujących wynikło zapewne z faktu, że partyzanci podjęli jednoczesną walkę w wielu punktach miasta [21].
Zajęcie Końskich przez partyzantów, oprócz korzyści w postaci zdobytych z magazynów materiałów [22], miało również – a może przede wszystkim - duży wydźwięk psychologiczny zarówno na społeczeństwo lokalne, jak również na okupanta niemieckiego. Z jednej strony bowiem pokazało siłę polskiego podziemia, a z drugiej – kruchość okupanta i sytemu opartego na terrorze.
Zastanowić się należy nad pytaniem, jakie czynniki wpłynęły na fakt, że niespełna 70 osobowej grupie partyzantów udało się na dwie godziny unieruchomić siły ponad 20-krotnie wyższe? Na ten spektakularny sukces akcji wpłynęło z pewnością kilka czynników. Przede wszystkim ppor. „Robot” miał dokładne rozeznanie zarówno w rozmieszczeniu, jak i sile bojowej przeciwnika. Współpraca okolicznych placówek AK pozwoliła mu precyzyjnie zaplanować akcję. Ważnym czynnikiem również był element zaskoczenia.
W ocenie brytyjskiego Połączonego Sztabu Planowania, polski ruch oporu w 1943 r. był „najsilniejszy, najlepiej zorganizowany i najbardziej zdeterminowany w Europie (...)” [23] .Mając na uwadze wszelkie akcje przedsięwzięte choćby przez Zgrupowania Partyzanckie AK „Ponury”, trudno się z tą oceną nie zgodzić.
______________________
Przypisy:
[1]M. Jedynak, Robotowcy 1943. Monografia II Zgrupowania Zgrupowań Partyzanckich AK „Ponury”, Końskie 2007, s. 5.
[2]Kpr. T. Chmielowski „Bartek” – „Klon” działał w ruchu oporu od wiosny 1942 r. w Oddziale Dywersji Bojowej Komendy Obwodu AK Końskie. Oddział ten został włączony do II Zgrupowania ppor. „Robota” 21 sierpnia 1943 r. jako Pluton III Konecki, za: M. Jedynak, op. cit., s. 100-104. Podczas akcji kpr. „Bartek” działał w grupie, której celem było obstawienie siedziby Gestapo oraz zlikwidowanie konfidentów.
[3]S. Wolf „Staszek” był kronikarzem II Zgrupowania. Przebywał w bezpośrednim otoczeniu ppor. „Robota” i w okresie sierpniowo-wrześniowych działań swojego dowódcy prowadził skrupulatne notatki. Podczas akcji zajęcia miasta działał w grupie uderzeniowej.
[4]B. Kacperski, J. Z. Wroniszewski, Końskie i powiat konecki 1939-1945. Cz. III Konspiracja konecka 1939-1943, Końskie 2006, s. 45.
[5]H. S. Zawadzki, U boku „Ponurego”. Toruńczyk Waldemar Szwiec ps. „Robot” – bohater Kielecczyzny, Toruń 1992, s. 63 podał, że liczba ta przekroczyła 400 osób. W świetle innych danych wydaje się jednak przesadzona. Najbardziej wiarygodne ujęcie przedstawili: M. Jedynak, op. cit., s. 106 oraz M. Wikiera, Ziemia Konecka w obronie Ojczyzny [w:] Końskie. Zarys dziejów, pod red. M. Wikiery, Końskie 1998, s. 302. Wyliczyli oni liczbę aresztowanych na 247 osób.
[6]Cyt. za: C. Chlebowski, Cztery z tysiąca, Warszawa 1981, s. 70.
[7]Były to: 1 kompania 22 pułku policji SS, Kripo, Orpo, Schupo, Ostlegion, Sonderdienst, Ordnungspolizei, Bahnschutz, żandarmeria polowa, 954 i 955 kompania Sicherungsbatalionu Wehrmachtu w pobliskiej Baryczy, granatowa policja oraz oddział „Własowców”, za: M. Jedynak, op. cit, s. 106.
[8]L. Popiel „Antoniewicz”, Zgrupowania Partyzanckie AK „Ponury”, „Wojskowy Przegląd Historyczny”, cz. I, 1988, s. 238 oraz C. Chlebowski, Cztery z..., s. 71 podali liczbę 1724, zaś W. Borzobohaty, „Joodła”. Okręg Radomsko-Kielecki ZWZ-AK 1939-1945, Warszawa 1988, s. 58 oszacował ją na „ponad 1700 ludzi”.
[9]Meldunek ppor. „Robota” do por. J. Piwnika „Ponurego”, cyt. za: C. Chlebowski, Pozdrówcie Góry Świętokrzyskie, Warszawa 1993 (dalej: Meldunek ...), s. 254.
[10]Akcja „Robota” opanowania Końskich [w:] „Zeszyty Kombatanckie” nr 37, Warszawa 2004, s. 74.
[11]Ibidem, s. 71.
[12]S. Wolf „Staszek”, Fragmenty Dziennika [w:] C. Chlebowski, Pozdrówcie ..., s. 250.
[13]Ibidem.
[14]T. Chmielowski „Bartek”, Końskie w nocy z 21.08/01.09.1943 r. [w:] B. Kacperski, J. Z. Wroniszewski, Końskie i powiat konecki1939-1945, cz. IV Konspiracja konecka 43-45, Końskie 2006, (dalej: Końskie w nocy ...), s. 71.
[15]T. Chmielowski „Bartek”, Końskie w nocy ..., s. 72.
[16]S. Wolf „Staszek”, Fragmenty Dziennika, s. 250-251.
[17]Ibidem, s, 251.
[18]Ibidem.
[19]Ibidem, s. 252.
[20]Cyt. za: J. Tucholski, Cichociemni, Warszawa 1988, s. 214.
[21]T. Z. Krzaczyński, Z „Robotem” na Końskie. Akcja Zgrupowania Nr 2 Świętokrzyskich Zgrupowań Partyzanckich AK „Ponury” w Końskich z 31.08/1.09.1943 r., „Zeszyty Historyczne”, z. 3 Końskie 1993, s. 24-25.
[22]O materialnych zyskach akcji ppor. „Robot” napisał w swoim meldunku następująco: „ (...) każdy żołnierz zgrupowania został zaopatrzony w płaszcz nieprzemakalny, nowe ubranie, sweter, koc, dwie koszule, jedna parę kaleson oraz parę skarpet i zielony kombinezon. Ponad stan oddziału pozostało 20 ubrań, 50 kombinezonów zielonych, 30 kombinezonów zielono-szarych, 118 koszul, 226 par rękawiczek, 27 koszul ciepłych, kilkaset metrów materiałów na ubrani.” Za: Meldunek ..., s. 254-255.
[23]E. Duraczyński, Polska 1939-1945. Dzieje polityczne, Warszawa 1999, s. 257.
pochodząc z Końskich, mieszkając w Warszawie szczycę się gdzie się urodziłem. Na każdym kroku rozmawiając z Krawatami słyszę SCYZORYK, brzmi DUMNIE - Rozmówcy znają historię
OdpowiedzUsuńJestem pod wrażeniem. Świetny artykuł.
OdpowiedzUsuń