wtorek, 11 kwietnia 2017

75. rocznica akcji „Wachlarza” na Kanale Królewskim


Monitory w porcie w Pińsku.
11 kwietnia 1942 r. grupa żołnierzy „Wachlarza” pod dowództwem cichociemnego kpt. Alfreda Paczkowskiego „Wani” vel „Włodka” przeprowadziła akcję unieruchomienia monitora rzecznego na Kanale Królewskim. Było to jedno z nielicznych uderzeń polskiego podziemia wymierzonych w jednostkę pływającą nieprzyjaciela.

Wachlarz” (inny kryptonim „Akcja W”) został wyodrębniony w ramach ZWZ po niemieckim ataku na ZSRS. Jego celem było prowadzenie dywersji na zapleczu frontu wschodniego poza przedwojennymi granicami II RP. W dłuższej perspektywie miał stanowić osłonę powstania powszechnego, gdyby takowe wybuchło. Alianci zachodni naciskali na Naczelnego Wodza Polskich Sił Zbrojnych, aby znaczna część funduszy przekazywanych na wsparcie polskiego podziemia kierowana była właśnie na potrzeby „Wachlarza”. Także cichociemni, którzy przybywali drogą lotniczą do okupowanej Polski, w dużej części byli kierowani w szeregi „Akcji W”. Jednym z nich był właśnie „Wania”. Paczkowski został zrzucony do kraju pod koniec grudnia 1941 r. i po zaaklimatyzowaniu w realiach okupowanej Polski został mianowany dowódcą III odcinka „Wachlarza”, z bazą w Brześciu. Dzięki zdolnościom organizacyjnym w krótkim czasie zorganizował teren oraz podporządkował sobie grupę żołnierzy z innej organizacji konspiracyjnej.

Wiosną 1942 r. Paczkowski zaczął działać. W początkach kwietnia jeden z jego podkomendnych, por. Zbigniew Piasecki „Topór” vel „Orlik”, zdobył niezwykle cenną informację. Na Kanale Królewskim w okolicach Antopola utknął monitor rzeczny (według niektórych przekazów kanonierka rzeczna). Była to jednostka Flotylli Rzecznej Marynarki Wojennej stacjonującej przed wojną w Pińsku, która po agresji III Rzeszy na Polskę została przejęta przez Niemców. Zgodnie z meldunkami wywiadu monitor był uzbrojony, a obsługiwało go dziewięciu lub dziesięciu członków załogi. Osiadł na mieliźnie prawdopodobnie podczas próby przepłynięcia kanału w celu ewakuacji do Rzeszy.

Meldunki spływające z terenu zainspirowały Paczkowskiego do działania. „Wprawdzie nie miałem w rodzinie marynarzy, ale perspektywa walki z okrętem III Rzeszy kusiła...” – pisał w wydanych po wojnie wspomnieniach pt. „Ankieta cichociemnego”. Przygotowanie planu uderzenia powierzył Piaseckiemu, a ładunek wybuchowy – minę zegarową – spreparował sierż. Jan Marszałek „Gryf”. Dziesiątego kwietnia wywiad przekazał meldunek, że na monitorze znajduje się nieokreślona liczba marynarzy, którzy strzelają do każdego, kto próbuje zbliżyć się do jednostki. Paczkowski wydał rozkaz do działania.

Wraz z dziewięcioma podkomendnymi podzielonymi na trzy grupy nocą 11 kwietnia dotarli nad kanał. Plan zakładał, że po wysadzeniu jednostki przez grupę minerską pod dowództwem „Wani” do akcji wkroczy sześcioosobowa grupa szturmowa dowodzona przez Piaseckiego i zlikwiduje niemiecką załogę. W jej skład weszli por. NN „Wir”, pchor. Michał Żołnierowicz „Garda”, pchor. Józef Solnica „Żuk”, pchor. Antoni Kończal „Mały” oraz strz. Bronisław Sianoszek „Imrun”. Grupa szturmowa pokonała kanał w bród i ukryła się w zaroślach nieopodal jednostki. Następnie do działania ruszył Paczkowski wraz z plut. Antonim Langnerem „Duglasem” („Douglasem”). Kanałem podeszli do monitora. „Wania” niósł plecak z miną, a Langner, uzbrojony w pistolet maszynowy, ubezpieczał go. Z brzegu byli też ubezpieczani przez dwóch kolejnych „wachlarzowców” pchor./ppor. Zbigniewa Słonczyńskiego „Jastrzębia” oraz sierż. „Gryfa”. Niestety, nie obyło się bez komplikacji. Magnesy, za pomocą których chcieli założyć ładunek, nie trzymały się kadłuba. Na szczęście mieli ze sobą sznur, którym przywiązali minę poniżej linii wody. To nie był jednak koniec problemów. Mimo że zegar miał ustawione półgodzinne opóźnienie, mina wybuchła już po około dwóch minutach. „Jeszcze stałem w wodzie koło brzegu – wspominał Paczkowski – gdy nastąpiła potężna eksplozja (dwie kostki trotylu i rolka plastyku ponad sto gramów). Upadłem do wody, ale nie straciłem przytomności”. Pozostali żołnierze także dość mocno odczuli siłę wybuchu, jednak uderzenie musiało być kontynuowane.

Po wtargnięciu grupy szturmowej na pokład okazało się jednak, że monitor został opuszczony na noc przez niemiecką załogę, która wymontowała broń pokładową i przeniosła się do pobliskiej wioski w obawie przed grupami dywersyjnymi. Langner z Marszałkiem zniszczyli motory jednostki, aby Niemcy już ich więcej nie wykorzystywali. Wrak długo jeszcze zalegał na Kanale Królewskim, blokując żeglugę oraz przypominając okupantowi, że podziemie działa. Akcja nie zagościła jednak w statystykach „Wachlarza”, bowiem teren, na którym została wykonana, należał przed wybuchem wojny do Polski. Paczkowski określił ją jako strzał w powietrze, będący jednakże świetnym sprawdzianem w „cichociemnym” stylu, a dla części jej uczestników początkiem szlaku bojowego.

Tekst za: Wielka Księga Armii Krajowej, [opieka red. Ewelina Olaszek], Kraków 2015.

Zdjęcie za: Jerzy Pertek: Wielkie dni małej floty, Poznań 1976.

1 komentarz:

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.