środa, 29 maja 2019

Dzień Weterana

Dzisiaj, 29 maja, obchodzony jest Dzień Weterana Działań poza Granicami Państwa. To święto obchodzone 29 maja od 2012 r., a ustanowione przez Sejm Rzeczypospolitej Polskiej w 2011 r. Obchody Dnia Weterana połączone są z obchodami odbywającego się w tym samym dniu Międzynarodowego Dnia Uczestników Misji Pokojowych ONZ.

Żołnierze polscy od 1953 r. biorą udział w międzynarodowych misjach pokojowych, obserwacyjnych, humanitarnych, rozjemczych i policyjnych. Dodatkowo od pewnego czasu biorą także udział w misjach stabilizacyjnych i bojowych NATO. Wojsko Polskie w XXI wieku bardzo różni się od tego, co było kilkadziesiąt lat temu, przed 1989 r. Ale już wtedy byli kombatanci - weterani II wojny światowej, o których państwo polskie nie troszczyło się w sposób wystarczający. Warto zatem przypomnieć, jak problem pomocy dla weteranów - poszkodowanych rozwiązywano w znanym mi dobrze Środowisku Świętokrzyskich Zgrupowań Partyzanckich AK "Ponury"-"Nurt".

Bez względu na orientację polityczną i emocjonalny stosunek do wydarzeń, które rozgrywały się w dobie PRL, w państwie totalitarnym większość obywateli znajdowała się w podobnej sytuacji. Działalność społeczna, polityczna czy kombatancka były ważne. Ważniejsze jednak było zaspokajanie podstawowych potrzeb życiowych. Nawet, gdy obywatel posiadał środki finansowe, brakowało często najpotrzebniejszych towarów. Sytuacja, w której znaleźli się Polacy w szybkim tempie wytworzyła system wzajemnych powiązań międzyludzkich. Obok pieniędzy niezwykle ważne stały się znajomości i możliwości. Na nich w głównej mierze opierał się drugi obieg w handlu i gospodarce państwa. Solidarność i wynikająca z tego pomoc miały kolosalne znaczenie. 
   
Stąd też wielu byłych żołnierzy AK, chcąc zapewnić byt sobie i swoim najbliższym, przyjęło postawy na pozór serwilistyczne w stosunku do systemu komunistycznego. Niosło to za sobą kolejne konsekwencje. Umożliwiało funkcjonowanie w społeczeństwie „demokracji ludowej” z wszystkimi jej „dobrodziejstwami”. Tymczasem brak dostępu do większości towarów pierwszej potrzeby, problemy mieszkaniowe, czy chęć zdobycia lepszej pracy i płacy zrodziły nowe zjawisko. Powstała w krótkim czasie sieć wzajemnych powiązań, która niczym system naczyń połączonych, pozwalała na funkcjonowanie w gospodarce centralnie planowanej. Był to być może jedyny sposób na zniwelowanie permanentnych niedoborów we wszystkich obszarach życia w PRL. Prawdopodobnie żadna grupa (formalna lub nieformalna) istniejąca w Polsce nie uniknęła takiego losu. 

Współpraca i zależności, które wytworzyły się również w środowisku weteranów II wojny światowej w wielu przypadkach pozwalały na osiągnięcie stabilizacji życiowej bez angażowania się w politykę. Szczególnie skwapliwie korzystano z rozbudowanego w kraju komunistycznym systemu socjalnego, który w pełni finansowany był ze środków budżetu państwa. Kohabitacja byłych akowców (i szerzej – wszystkich kombatantów) w warunkach socjalistycznej rzeczywistości była wyraźnym przykładem klientelizmu korporacyjnego. 

Dzięki profitom wynikającym z zasygnalizowanej powyżej opieki państwa, uczestnicy II wojny światowej mogli pozwolić sobie na przyjęcie postawy przystosowania się i zaakceptowania nowych zasad. Myliłby się jednak ten, kto uznałby osiągnięcie takiego stanowiska za sukces władz. Polacy, jako naród niepoprawny, nie dali się do końca stłamsić żadnemu systemowi represji. 

Wraz z upadkiem systemu stalinowskiego w Polsce i procesem częściowych rehabilitacji żołnierzy AK, weterani podjęli niezorganizowaną strukturalnie, ale z całą pewnością zmasowaną wzajemną pomoc. W pierwszej kolejności wsparcia potrzebowali zwalniani z więzień w wyniku ogłoszonej w 1956 r. amnestii. Także wśród podkomendnych „Ponurego” i „Nurta” nie brakowało osób, które po wyjściu na wolność próbowały odnaleźć się w otaczającej rzeczywistości. 
   
W lipcu 1959 r. mury więzienia opuścił skazany na karę śmierci, a następnie na dożywotnie więzienie Antoni Gaik „Jarząbek”. W 1951 r. Sąd Najwyższy pozbawił go praw publicznych i obywatelskich praw honorowych na zawsze oraz orzekł przepadek mienia na rzecz Skarbu Państwa. Dzięki pomocy kolegów znalazł pracę jako ślusarz w Zakładach Obuwia w Skarżysku-Kamiennej. 
   
Coraz liczniejsze zjazdy i spotkania kombatantów pozwoliły na ponowne zacieśnienie się więzów koleżeńskich. Wchodząc do grupy każdy wnosił swoje doświadczenie i możliwości, co w dobie permanentnego deficytu w naturalny sposób niemal z miejsca było wykorzystywane we wzajemnych rozliczeniach i przysługach. 
  
Powstające zależności dostrzegła również Służba Bezpieczeństwa: "działalność idzie w kierunku wzajemnego popierania się w pracy zawodowej, a szczególnie znalazło to odbicie przy wystawianiu się na odznaczenia państwowe, przypisując sobie bohaterskie czyny, o których niekiedy tylko słyszeli opowiadania". I dalej według policji politycznej, "uwidacznia się solidarność tych elementów, która wyraża się we wzajemnej pomocy w krytycznych momentach życiowych. Jako przykład może świadczyć fakt, że kiedy S. został aresztowany za popełnione nadużycia, czynią wszystko by go uwolnić. Podobnie wygląda sytuacja z załatwianiem pracy, przesunięciami na lepsze stanowiska itp."
  
Wzajemną pomoc okazywano sobie także w kwestiach zawodowych. Osoby, które pełniły już funkcje kierownicze niejednokrotnie rekomendowały kolegów na lepiej płatne posady. Wspierano się również przy umieszczaniu dzieci na wyższych uczelniach, a także w uzyskiwaniu koncesji na prowadzenie prywatnych warsztatów itp.
  
Opisywane powyżej zjawisko dobrze widoczne jest na przykładzie weteranów z II Zgrupowania ppor. „Robota”. Kontakty pomiędzy sobą zaczęli odnawiać pod koniec lat sześćdziesiątych. Po pewnym czasie zaowocowało to również pomocą w codziennym życiu, co udokumentowane zostało w zachowanej korespondencji. Na przykład w połowie 1979 r. Jacek Wilczur "Kazik Lwowiak", wyjeżdżając służbowo do Francji i Wielkiej Brytanii, nie omieszkał zapytać Tadeusza Chmielowskiego, czy nie potrzebuje czegoś z Zachodu? 
  
Z kolei we wrześniu 1981 r. Feliks Kuśmierczyk „Wrona” (II Zgrupowanie; I batalion 3 pp Leg. AK) prosił Tadeusza Chmielowskiego o pomoc przy zakupie odzieży: "U nas w Końskich całkowicie sklepy są puste, to znaczy nie ma nic na półkach i ciekawy jestem czy w Łodzi jest to samo. W ogóle nawet nie mam żadnych butów czy bielizny nie mówiąc o innych przedmiotach. „Bartek” pisał do niego: w Łodzi sytuacja w sklepach jest podobna jak u Was. Napisz o jakie buty Ci chodzi (jakie numery), a może uda mi się Ci je kupić. Podaj także numer kołnierzyka koszuli. W Łodzi jest sklep fabryczny „Wólczanki” i może także spróbowałbym Ci kupić. Pomoc w zakupach tekstyliów nie była jednorazowa". 
  
Towarzysze broni porozumiewali się także w kwestii uprawnień kombatanckich. W 1982 r. w związku z trwającymi pracami nad nowelizacją ustawy Jacek Wilczur zapewniał Chmielowskiego: "gdybym się dowiedział czegoś konkretnego na ten temat, napiszę do Ciebie. Jacek Wilczur korzystając ze swoich znajomości w październiku 1983 r. pomógł również załatwić specjalistyczne leczenie dla żony Feliksa Kuśmierczyka „Wrony”". 
  
Z kolei Tadeusz Chmielowski pod koniec 1983 r. za pośrednictwem Henryka Zapały „Soplicy” (II batalion 3 pp Leg. AK) ze Starachowic starał się o zorganizowanie wymiany skorodowanej karoserii w Fiacie 126p. Dzięki wsparciu kolegi, pół roku później auto przeszło gruntowny remont blacharki w warsztatach Fabryki Samochodów Ciężarowych (FSC) w Starachowicach. Z cennej pomocy pracującego w przemyśle motoryzacyjnym kolegi korzystali także inni weterani. Swoją rolę Zapała tak skwitował: "jestem już na emeryturze, także załatwianie podobnych spraw nie nastręcza mi żadnych trudności, zresztą [to] szary koleżeński obowiązek". 
  
Podobnych sytuacji z całą pewnością było wiele. Można powiedzieć, że niwelowanie niedoborów Polski Ludowej opierało się niemal wyłącznie na prywatnych kontaktach zainteresowanych osób. 
  
Zdarzały się jednak sytuacje, w których jednostkowe działania byłyby skazane na niepowodzenie lub też nie przyniosłyby wymiernych efektów. Opisując zjawisko samopomocy należy zatem przedstawić zorganizowaną działalność, w którą zaangażowało się całe Środowisko. Od lutego 1983 r. za pośrednictwem Kościoła katolickiego prowadzona była akcja pomocy żołnierzom II wojny światowej. Poprzez komitety kościelne dostarczano potrzebującym przeważnie zagraniczne leki oraz odzież i żywność. Akcję koordynowali w Warszawie Edmund Rachtan „Kaktus” i Zdzisław Rachtan „Halny”, w Ostrowcu Świętokrzyskim i okolicznych parafiach – Matylda Stambuldzys „Matylda” (sanitariuszka Zgrupowań i I batalionu 2 pp Leg. AK), w Starachowicach – Zbigniew Góra „Burza”, w Wielkopolsce – Józef Kempiński „Krótki”. Lekarstwa udawało się zdobyć m.in. dzięki aktywności ks. Marcina Popiela z parafii pw. św. Mikołaja w Szewnej. Duchowny był synem właścicieli pałacu w Kurozwękach, już w latach wojny jego rodzice wspierali żołnierzy „Ponurego” i „Nurta”, udzielając im schronienia i medykamentów. 
  
W pierwszej kolejności pomoc otrzymali m.in. Jakub Gonciarz „Kuba” (4 pp Leg. AK) z Otwocka – niewidomy; Józef Kundera „Orlik” (4 pp Leg. AK) – sparaliżowany; L. Witkowska – wdowa po Januszu Witkowskim „Sępie” (podoficer szkoleniowy I Zgrupowania i 4 kompanii I batalionu 2 pp Leg. AK) – po amputacji obu nóg zdana na łaskę dzieci; Julian Materek „Szach” – po amputacji nogi; Roman Świtakowski „Tryb” (II Zgrupowanie; 3 kompania I batalionu 2 pp Leg. AK) – inwalida wojenny bez renty; Władysław Pietkiewicz „Olgierd” (3 kompania I batalionu 2 pp Leg. AK) – inwalida II grupy, bez renty. 
  
W lipcu 1984 r. akcja została powtórzona. Ponownie wsparcie skierowane zostało do najbardziej potrzebujących weteranów. Do potrzebujących kombatanci docierali za pośrednictwem parafii, na adres których wysyłali paczki żywnościowe i zapomogi. 
  
W 1986 r. syn „Dzika” Rafał Świderski pracując jako lekarz nawiązał kontakt z parą lekarzy z Nijmegen w Holandii. Ans van der Heijden i Joop van Gullick podczas swojej podróży po Polsce dotarli także na Wykus. Po zapoznaniu się z historią walk AK i sytuacją materialną wielu żołnierzy w ówczesnym czasie, owa para postanowiła zorganizować pomoc. 10 listopada 1986 r. na adres kościoła w Kałkowie nadszedł z Holandii transport odzieży, z przeznaczeniem w połowie dla weteranów ze Środowiska „Ponury”–„Nurt”. Upoważnionym do rozdziału darów został Marian Świderski „Dzik”. Odzież trafiła do 27 najbardziej potrzebujących rodzin kombatantów. W roku następnym akcja pomocy dla najbiedniejszych trwała dalej. Odzież nadsyłaną z zagranicy, Środowisko otrzymywało za pośrednictwem Kościoła, który był jednym z nielicznych podmiotów współpracujących z kombatantami. 
  
Po 1989 r. Środowisko nie zaprzestało swoich działań w stosunku pomocowych wewnątrz grupy. Przez szereg lat kombatanci wspierali również szkoły imienia Armii Krajowej, a w 1997 r. zorganizowali dużą akcję pomocową dla osób dotkniętych skutkami powodzi na Dolnym Śląsku. 

Więcej informacji o kombatantach w Polsce "ludowej" znajdą Państwo w mojej książce Niezależni kombatanci w PRL. Polecam serdecznie!
dr Marek Jedynak

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.