czwartek, 31 lipca 2014

Po co chłopcy? Bo tak trzeba było...

Dzisiaj wyjątkowo nie o Wykusie, bo i temat jest wyjątkowy. 70. rocznica wybuchu Powstania Warszawskiego. Chociaż w sumie nie ma w tym nic dziwnego, bo kto ma pamiętać, jak nie my?


Pamiętam, jakby to było wczoraj. 1994 rok. Dziadek szykujący się na wyjazd do Warszawy, na obchody 50. rocznicy wybuchu Powstania Warszawskiego. Z dumą prezentował imienne zaproszenie, z radością na twarzy pokazywał bilet, który uprawniał Go, do bezpłatnej jazdy komunikacją miejską w Warszawie. Niby taki drobny gest, a starszy człowiek poczuł się doceniony.
Pojechał, spotkał się z kolegami, wrócił i nadal prowadził swoje skromne życie w Skarżysku. Chyba byłem wtedy za młody, a może i za głupi, żeby dowiedzieć się wszystkiego o poczynaniach Dziadka w czasie wojny. Te głupie pytania typu: „Dziadek, a ilu Niemców zabiłeś?” i sztandarowa odpowiedź: „a, daj mi spokój, nie masz ważniejszych rzeczy do roboty?”.
Nieraz słuchało się dziadkowych wspomnień i trochę z tego w głowie pozostało. Najbardziej pamiętam, jak Dziadek opowiadał o strachu i głodzie. Bo strach też był, tylko głupi się nie boi. Dziadek walczył w Batalionie Sokół i całe powstanie spędził w Śródmieściu. Pewnie jak ktoś chociaż trochę poczytał o powstaniu, to zna sylwetkę Antka Rozpylacza. Antek też walczył w Sokole, a dla Dziadka był po prostu kolegą z oddziału. Pamiętam opowieść o obronie barykady. W oddziale był karabin maszynowy i kilka magazynków do niego. Czyli obrona nie jakimś huraganowym ogniem tylko bardziej bardziej pojedynczymi strzałami czy krótkimi seriami. A Niemcy atakując nie żałowali amunicji. Poszedł pierwszy do rkm-u. Po ok. godzinie zginął. Poszedł drugi – zginął. „Gruszka” (pseudonim Dziadka z AK) - teraz ty – rozkazał dowódca.
„Człowiek głodny, niewyspany, ale walka to walka – poszedłem. Bałem się jak cholera, wychylałem się, strzelałem, myślałem, że za chwilę pójdę w ślady kolegów. Udało się powstrzymać Szwabów, a nadchodzący wieczór przyniósł ulgę. Przeżyłem. I dopiero gdy ucichły strzały, przypomniałem sobie, że jestem głodny.”
Być może za tę postawę, a może za inną akcję Dziadek dostał Krzyż Walecznych. A potem była kapitulacja, obóz przejściowy, stalag, ucieczka do Szwajcarii, a stamtąd wprost do Polskiego Wojska. Dziadek załapał się jeszcze na walki o Belgię i Holandię. Potem była emigracji w Anglii i powrót w 1948 roku do Polski. Do Polski, która nie przywitała Go kwiatami i wdzięcznością, a raczej brakiem możliwości podjęcia pracy i ubeckimi przesłuchaniami.
O tym, że Dziadek był obrońcą Warszawy w 1939, że był więziony na Pawiaku, że brał udział w pomocy OW mjr Hubala, gdy ten przebywał w Hucisku, blisko Nadolnej – rodzinnej wioski Dziadka – dowiedziałem się sporo później.
Dziadek odszedł na Wieczną Wartę w 1995. O wiele za wcześnie, bo jeszcze tyle opowieści było do wysłuchania. To się już nie odwróci i pozostaje pamięć. Więc pamiętamy i będziemy pamiętać.

Nigdy w opowieściach Dziadka nie było miejsca na ocenianie: czy było to potrzebne, czy było warto?
To znak naszych czasów. Dzisiaj wielu, podpierając się fałszywą definicją demokracji, twierdzi, że niepotrzebnie, że duże straty, że mało broni, że jeśli już, to broń przestarzała i słabej jakości.
A Wawer, Anin, Palmiry? To nie były straty? A zamęczeni na Pawiaku? Co to niby było? Ilu Polaków, którzy nigdy nie mieli pistoletu w ręku, zostało zamordowanych tylko dlatego, że byli Polakami? Kto może dzisiaj oceniać Tych, którzy mieli tego dość i chcieli choćby zginąć, ale z bronią w ręku?
Mało broni? A kiedy było dużo? W 1939 kampania wojna obronna była stratą czasu i ludzi, bo mieliśmy mniej broni? Akcja pod Arsenałem czy likwidacja Kutschery. Czy wtedy robiący te akcje mieli więcej broni od Niemców? Czy była ona lepszej jakości? Nie, a jednak Armia Krajowa, odnosiła w tych i setkach innych akcji spore sukcesy. Te akcje, jak i Powstanie były planowane na pełne zaskoczenie Niemców. Powstanie miało trwać kilka dni. Można gdybać, czemu dowódcy w Warszawie nie przewidzieli zachowania Rosjan, po chociażby ich zachowaniu wobec AK-owców z operacji Ostra Brama czy 27. Wołyńskiej Dywizji. Można gdybać, ale na litość, nie odbierajmy głupimi stwierdzeniami, sensu walki i bohaterstwa całego pokolenia.
Bo co by było gdyby Powstanie nie wybuchło? Czy te dziesiątki tysięcy młodych ludzi dostało by szansę na godne życie? Czy może raczej jeszcze bardziej zapełniły by się cele Mokotowa w ubeckiej i sowieckiej nowej odsłonie Polski? Jaki procent z żołnierzy konspiracji warszawskiej musiało by uciekać do lasu i podzielić los Roja, Zapory czy Łupaszki. Ilu z nich chciało by przydać się Polsce, zacząć nowe życie, a podzieliło by los Anody?
Mamy las brzozowych krzyży w powstańczej kwaterze, ale gdyby nie Powstanie, to mielibyśmy sto razy więcej Łączek. To jest fakt bezsporny i od takich twierdzeń trzeba wychodzić, gdy ktoś kwestionuje sen Powstania Warszawskiego.
Zła to demokracja, złe to państwo, które nie stanowi prawa równego dla wszystkich. Jest taki paragraf na negowanie holokaustu. I dobrze, bo zamyka to dywagacje o fakcie niezaprzeczalnym. Ale źle dlatego, bo dzisiaj można sądzić i zamknąć nawet wybitnego historyka, za to, że podważa holokaust, a byle idiota z dostępem do internetu czy szpalty gazetowej może podważać sens Powstania Warszawskiego.
Nie ma na to zgody i nigdy nie będzie. Szanujmy naszą historię bo to gwarancja na istnienie nasze i naszej Ojczyzny.
Dlatego jutro wywieśmy polską flagę, zatrzymajmy się na chwilę o godz. 17 i wspomnijmy o Bohaterach. Zmówmy krótką modlitwę, a potem znowu wróćmy do codziennych zajęć. By Polska była Wielka i Silna.
Cześć i Chwała Bohaterom!

4 komentarze:

  1. Nie mogę się zgodzić z autorem, że nie wolno ludziom krytykować decyzji o wybuchu Powstania Warszawskiego. Uważam, że podjęcie tej decyzji było zdradą naszej ojczyzny, naszego interesu narodowego dlatego tą decyzję trzeba krytykować. Nie wolno mówić, że tak pochopna i szkodliwa dla naszego narodu decyzja, podjęta w myśl niedojrzałych romantycznych "haseł walki o wolność" była słuszna. Podejmując tą decyzję warszawskie dowództwo AK ( bo Londyn na wybuch powstania nie wyraził zgody) zdezerterowało i wydało na śmierć tysiące młodych ludzi, wiedzac że Niemcy i tak wojne już przegrały i teraz należy się skupić na walce z nowym okupantem. Można powiedzieć, że skoro młodzi ludzie chcieli walczyć, to dowództwo AK musiało im na to pozwolić. Jest to głupota, bo przecież od tego są doświadczeni dowódcy, żeby chronić pzred tak błędnymi decyzjami i tamować te młodzieńcze zapędy. Można napisać, że przecież gdyby nie powstanie to komuniści i tak by tych młodych ludzi wymordowali. Tak, ale ten żywioł młodych ludzi spowodowałby, że przejęcie władzy w kraju zajęło by im znacznie więcej czasu, a kto wie czy w ogóle by się im w pełni udało. Ja uważam, że gdyby nie zdrada dowództwa AK komunizm upadłby w naszym kraju dużo szybciej, a teraz Polską nie rządziłaby postkomunistyczna elita. Na koniec dodam, żeby było jasne: ja nie krytykuje powstańców, doceniam ich heroizm i poświęcenie dla naszej ojczyzny. Uważam że należy im się szacunek i wieczna pamięć. Ja krytykuje dowódców, którzy podjęli tą szkodliwą decyzję i wydali tych młodych ludzi na śmierć, skoro trzeba było szykować się do walki z nowym sowieckim okupantem.

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozmawiać możemy, ale jesli podawane są takie rodzynki, że Londyn na powstanie nie wyraził zgody, albo, że dwództwo zdezerterowało, to można sobie dalszy komentarz odpuścić. Ja wiem, że są wakacje i że o powstaniu może jest dopiero w 3 klasie gimnazjum, ale rząd polski w Londynie decyzję o ewentualnym wybuchu powstania oddał w ręce Delegata Rządu na Kraj, który akurat przebywał w Warszawie. Reszta jest w książkach.

    OdpowiedzUsuń
  3. Leopold Okulicki został zrzucony do kraju, po to aby nie dopuścić do wybuchu powstania w Warszawie, to było oficjalne stanowisko Londynu. Także, to że wcześniej oddali decyzję o wybuchu powstania Delegatowi Rządu na Kraj, nijak ma się do ich ostatecznego stanowiska. Z kolei to, że Okulicki był największym orędownikiem powstania, to już zupełnie inna bajka. Sugerowanie mi, że nie mam pojęcia o czym pisze i wyśmiewanie moich argumentów jest po prostu słabe. Rozumiem, że jest Pan wielkim orędownikiem niepotrzebnego przelewania krwi i rzucania wielkimi hasłami o honorze itp. ale w tej sytuacji polski interes narodowy i realizm polityczny musiał spowodować, że powstanie nigdy by nie wybuchło. Dowództwo z Londynu zrozumiało to może zbyt późno, ale zrozumiało. Powstanie wybuchło i stało się największą tragedią naszego narodu w XXw. a moze i w całej naszej historii.
    Jeżeli chodzi o dezercje dowództwa AK w kraju, to moim zdaniem podjęcie takiej a nie innej decyzji było właśnie dezercją. Zrobili to o czym marzył Stalin, sami wydali na śmierć wielu młodych ludzi gotowych walczyć o Polskę. Można tą decyzję inaczej nazwać?
    Na koniec chciałbym, aby autor odniósł się do moich argumentów, a nie pokazywał od razu swoją wyższość i sugerował, że rozmawia z człowiekiem nie mającym pojęcia o czym pisze.

    OdpowiedzUsuń
  4. Kolego anonimowy: jeśli masz wątpliwości czy powstania (opór zbrojny) w tym i PW miały sens odpowiedz sobie na następujące pytanie.

    Do czego nam był opór zbrojny z roku 39 roku, jeżeli zapłaciliśmy za to cenę 6 mln zabitych (w tym 250.000 ludzi w PW) ???

    Zdecydowanie uważam, że był to normalny ludzki odruch aby powstać z kolan i przegnać ciemiężyciela po 5 - letni koszmarze...

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.