wtorek, 23 czerwca 2020

Ojcowska przyjaźń Zygmunta Kiepasa "Krzyka" i Sergiusza Paplińskiego "Kawki"

Sergiusz Papliński
w dzieciństwie
Wielu z nas – potomków żołnierzy Armii Krajowej, którzy walczyli w oddziale Antoniego Hedy „Szarego” i Zygmunta Kiepasa „Krzyka” – rozmawiając dziś z Sergiuszem Paplińskim „Kawką” zwykle słyszy od Niego słowa: „Ooooo miałeś przodka w naszym oddziale! To My jesteśmy rodzinka!”. O niektórych ze swoich dowódców i przełożonych z partyzantki zwykł mawiać: „Był moim przyjacielem, był dla mnie jak Ojciec”. Pomimo tego, iż Sergiusz w dzieciństwie stracił swojego tatę, to dziś śmiało może powiedzieć, że ojcowską troską obdarzyło go wielu, m.in. Antoni Heda „Szary”, Zygmunt Kiepas „Krzyk”, Ludwik Wiechuła „Jeleń”, Franciszek Sławiński „Szczodry”. 
      
Sergiusz Papliński „Kawka” urodził się 9 września 1927 r. w Radomiu. Podczas II wojny światowej był konspiratorem i partyzantem w szeregach AK, a po wojnie – więźniem radomskiego aresztu, żołnierzem Zrzeszenia „Wolność i Niezawisłość”. Został emigrantem, spadochroniarzem, a także artystą malarzem. Obecnie jest ostatnim żyjącym „żołnierzem wyklętym” w Wielkiej Brytanii.

Trudny dla wszystkich okres wojny dla Sergiusza poprzedziła rodzinna tragedia, jaką niewątpliwie była śmierć ojca. Otoczony wraz z rodzeństwem wyłącznie opieką matki, zaangażował się w trakcie okupacji w działalność konspiracyjną. Pomimo tego, iż nie miał nawet 15 lat, działał jako konspirator na terenie Radomia. Wynosił części broni z fabryki zbrojeniowej. W drugiej połowie 1943 r. został „spalony”. Zmuszony do ucieczki przed aresztowaniem. Musiał zmienić teren swojej dotychczasowej działalności. Nie chciał siedzieć gdzieś bezpieczne i biernie na „melinie” do końca wojny. Pragnął jakoś dalej działać przeciwko okupantowi. Otrzymał wiec wytyczne, aby udać się w Lasy Starachowickie i tam w wyznaczonym miejscu nawiązać kontakt z partyzantami. Tak też uczynił. W trakcie przemierzania gęstwin leśnych zatrzymany został przez ubezpieczenie oddziału partyzanckiego, któremu oznajmił, że chce do partyzantki. Żołnierze ubezpieczenia doprowadzili go dowództwa oddziału, co sam wspominał następująco: 
  
"Szary" z "Krzykiem" i psem Reksem
„Oddział nie był wówczas tak liczny, ok. 60 ludzi. Ubezpieczenie zaprowadziło mnie do „Szarego”. „Szary” z „Krzykiem” siedzieli pod drzewem. „Szary” się mnie pyta: „Po co ja tu przyszedłem?” A ja mówię, że z konspiracji się dowiedziałem, że tu jest oddział i ja chcę do oddziału dołączyć. On spojrzał na mnie, potem patrzy na „Krzyka” i mówi: „Zygmunt (bo tak prywatnie miedzy sobą rozmawiali – „Krzyk” miał na imię Zygmunt, a „Szary” Antek) trzeba Go wysłać z powrotem i dzieci do Oddziału niech nam nie przysyłają! Bo jak dzieci będą przysyłać to będą musieli przysyłać też śliniaki i butelki z mlekiem”. Dla mnie nie było już innego wyjścia, dlatego na „Szarego” wówczas naskoczyłem, chyba pierwszy i ostatni raz Mu się postawiłem i powiedziałem: „Jedyna różnica miedzy nami jest taka, że Pan jest ode mnie starszym, wyszkolonym dowódcą, a ja dla Pana dzieckiem, ale jeśli każdy z nas weźmie do ręki pistolet, to zobaczymy, który będzie lepszy”. Wtedy „Szary” zaniemówił, a „Krzyk” powiedział do „Szarego”: „Wiesz Antek niech zostanie”. „Krzykowi” od razu się spodobałem i pozwolił mi pozostać w oddziale. Wtedy „Szary” do mnie powiedział: „Dobrze to zostajesz, ale tutaj nie ma nikogo, ani mamusi, ani babci, żeby się Tobą zajmować”. Ja Mu od razu powiedziałem: „To nie będzie potrzebne”. Wówczas „Szary” mówi: „A teraz jaki pseudonim Jemu damy?” i mówi do „Krzyka”: „No pomyśl żeby Jemu jakiś pseudonim dać?”. I w tym momencie przylatuje ptak i siada na drzewie nad nami, a „Krzyk” mówi: „No i Antek patrz już mamy pseudonim… sam przyleciał – „Kawka”. 
    
Strz. „Kawka” z amerykańskim
pistoletem maszynowym
Thompson
W taki właśnie sposób rozpoczęła się partyzancka przygoda najmłodszego w tej grupie leśnej żołnierza – strzelca „Kawki”. Pomimo tego, iż dowódca - „Szary” wspomniał, że nie będzie miał się nim kto opiekować, prawda okazała się zgoła odmienna. W końcu sam się o niego też niejednokrotnie martwił i troszczył. Również dla zastępcy dowódcy – Zygmunta Kiepasa „Krzyka” Sergiusz stał się ulubieńcem i prawdziwym przyjacielem na całe życie. W lesie rozpoczęła się dla „Kaweczki” nie tylko partyzancka „szkoła” sztuki wojennej, ale także zwyczajna edukacja. Wielu ludzi włożyło swój wkład wychowawczy w kształtowanie tego młodzieńca, co miało wpływ na całe jego życie. Swoje talenty dydaktyczne w tym zakresie wykorzystywał tu między innymi „Krzyk”, który przed wojną kończył Seminarium Nauczycielskie w Radomiu i pracował z młodzieżą w szkole w Iłży jako belfer. Z pewnością wiele czasu poświęcał „Kaweczce” ucząc go niemal kaligraficznej, podobnej do swojej pisowni. Zapewne nie jeden grafolog stwierdziłby, że staranność, manierę i podobieństwo w ich charakterze pisma widać w piśmie Sergiusza do dziś. 

Antoni Heda „Szary”
i Ludwik Wiechuła „Jeleń”
Sergiusz wraz z oddziałem partyzanckim „Szarego” przeszedł cały jego szlak bojowy. Brał udział w wielu kluczowych wykonywanych przez to zgrupowanie akcjach. Często swoim „Starym” – jak to żołnierze mawiali na dowódców oddziału („Szaremu” i „Krzykowi”) swoją brawurą i niemal szaleńczą odwagą przysparzał wiele zmartwień i problemów. Ci z kolei starali się go otaczać ojcowską troską, którą Sergiusz w ferworze walki zwykł sobie często bagatelizować, co czasem bywało nieraz komiczne. Wielokrotnie podczas akcji starał się znaleźć w miejscu, w którym było najniebezpieczniej. Jak sam wspominał w jednym z wywiadów: „za młody byłem, aby myśleć o kłopotach”. „Kaweczka” mając 15/16 lat udowadniał swoja „dojrzałość” bojową. Nie straszne mu były świszczące wokół niego kule, wybuchy i odłamki rozrywanych granatów i materiałów wybuchowych. W końcu był przydzielony i działał w sekcji minerskiej. Przeszkolony został do takich zadań wraz z kolegami przez cichociemnego por. Ludwika Wiechułę „Jelenia” – absolwenta Szkoły Podchorążych Saperów w Wielkiej Brytanii. „Jeleń” skierowany został do oddziału „Szarego”. Pełnił w nim funkcję instruktora i dowódcy kompanii. W trakcie partyzanckich kursów uczył żołnierzy zakładania ładunków z materiałów wybuchowych rożnego rodzaju, wysadzania mostów, torów oraz robienia zasadzek. 
  
Sergiusz ze zdobyczą
na plecach - potocznie
„Bergmanem” czyli MP 28
W trakcie rozbicia więzienia w Końskich 5 czerwca 1944 r. Papliński znalazł się w grupie szturmującej więzienie. To On wraz z kolegami zakładał materiały wybuchowe i wysadzał więzienne bramy. W trakcie tej akcji pomógł w uwolnieniu ok. 70 więźniów oraz zdobył karabin maszynowy – „Bergmana”. Odbicie aresztu nie obyło się jednak bez strat. Po stronie partyzantów zginęło czterech żołnierzy. Dwóch, w tym „Krzyk”, było rannych. 
  
Podczas walk o pacyfikowaną przez Niemców wieś Radoszyce 3 i 4 września 1944 r. Sergiusz zyskał nowy pseudonim nadany sytuacyjnie przez martwiącego się o niego „Szarego”. Wyrywając się do przodu w trakcie natarcia usłyszał od krzyczącego Hedy „Wracaj, Nygusie, czy już chcesz zginąć?”. Od tamtej pory niekiedy nazywany był żartobliwie „Nygusem”. Trzeba zaznaczyć, iż partyzantom udało się wówczas obronić mieszkańców wsi przed eksterminacją. W czasie bitwy o Radoszyce rozbito pluton policji i Wehrmachtu. Poległo 28 Niemców, przy stratach własnych 2 zabitych. 
   
Również w trakcie bitwy pod Szewcami 17 września 1944 r. podczas niemal całodziennej walki ze znacznymi siłami wroga „Kaweczka” napędził strachu tym razem „Krzykowi”, który koordynował działania na pierwszej linii podczas głównego ataku piechoty wroga. Zygmunt Kiepas pierwszy szturm Niemców i poczynania Sergiusza opisał w jednej ze swoich relacji następująco: 
  
"Na nieprzyjaciela nie czekaliśmy długo, bo już około godziny 11.00 na przedpolu zauważyliśmy posuwających się Wehrmachtowców w sile plutonu, w kierunku lizjery lasu. Chłopcy podpuścili Niemców na odległość 30–40 m, a następnie zmasowanym ogniem ostrzelali atakujących i obrzucili granatami. Trzeba przyznać, że zaskoczenie było całkowite. Z kilkudziesięciu ludzi grupy rozpoznawczej wycofało się tylko kilku. Partyzanci zdobyli dużo broni, amunicji i sprzętu. W tej walce i nasz „Kawka”, który był gońcem i liczył 15 lat (najmłodszy partyzant) dorobił się Walterka, o którym marzył od paru tygodni. Byłby to przypłacił życiem, bo wyskoczył za wcześnie wtedy, kiedy trwała walka. Dobrze, że go wtedy złapałem za prawą nogawkę u spodni. Oberwał parę szturchańców, czego nie miał wcale za złe, bo zdawał sobie sprawę, że często na wojnie robił głupstwa. Tym razem poczekał kilka minut i ubezpieczony przez kolegów, szczęśliwy, zdobył dobre buty, pistolet maszynowy i Walterka”. W czasie bitwy pod Szewcami w kilku natarciach zginęło 61 Niemców. Pozycje polskie na skraju lasu były ostrzeliwane przez moździerze, artylerię, lotnictwo i pociąg pancerny do godzin wieczornych. Z batalionu „Szarego” nikt nie poległ, było jedynie kilku lekko rannych. 
   
Po ustaniu działań wojennych na Kielecczyźnie w 1945 r. los nie dla wszystkich był szczęśliwy. Nowe porządki komunistycznej władzy nie oszczędziły również „Kawki”, który za działalność w szeregach Armii Krajowej został aresztowany i trafił do więzienia w Radomiu. Spędził w nim kilka miesięcy. W dniu 9 września 1945 roku. „Kawka” obchodził swoje urodziny w więzieniu. Nie był tam jedynym żołnierzem oddziału „Szarego”. Wśród wielu towarzyszy niedoli w murach radomskiego więzienia znalazł się również Franciszek Sławiński „Szczodry”, który w dniu urodzin przekazał Sergiuszowi życzenia: „Kaweczka, wszystkiego najlepszego na urodziny, prezencik przyjdzie”. Sergiusz nie spodziewał się, że jego prezentem urodzinowym będzie wolność! Wkrótce usłyszał wybuchy i strzelaninę, wówczas zdał sobie sprawę, że więzienie jest właśnie odbijane. 
   
„Szczodry”, „Kawka” i „Boryna”
działający w strukturach WiN
Po odbiciu z aresztu trafił pod skrzydła „Szczodrego”. Znali się doskonale z partyzantki. Obydwaj przedostali się początkowo na Kujawy, gdzie nawiązali kontakt z Janem Jurkiem „Sępem”, a następnie na Pomorze. Wspólnie rozpoczęli działalności w drugiej konspiracji w strukturach Zrzeszenia „Wolność i Niezawisłość”, operując jako mały oddział partyzancki. W taki właśnie sposób Sergiusz stał się „żołnierzem wyklętym”. Narastająca sytuacja niebezpieczeństwa aresztowania przez MO i UB zmusiła Paplińskiego i Sławińskiego do podjęcia decyzji o opuszczeniu kraju. Po nawiązaniu kontaktów umożliwiających taki przerzut zakwalifikowano ich na wyjazd do Niemiec Zachodnich. W tą niezwykle ryzykowną podróż, wyruszyli ze Szczecina ukryci w wagonie węglowym pociągu. Po dotarciu do Berlina obaj byli tak brudni i wymazani czarnym pyłem, że wzajemnie nie mogli się rozpoznać. Kolejnym etapem tego przerzutu było samo przekroczenie granicy, które okazało się niezwykle brawurowe. Po pewnym czasie i odpowiednim przygotowaniu wraz ze „Szczodrym” przebrani w mundury funkcjonariuszy NKWD przekupili strażnika rosyjskiego i przeszli na stronę amerykańską do Berlina Zachodniego. Cały plan ich przerzutu powiódł się bez komplikacji. Obaj służyli później w kompaniach wartowniczych w Niemczech Zachodnich. Następnie w drugiej połowie 1946 r. podróżując przez Włochy przedostali się do Wielkiej Brytanii, pokonując tę drogę na pokładzie statku. Na Wyspach Brytyjskich drogi Sergiusza i Franka Sławińskiego się rozeszły. 
  
W Anglii Sergiusz skierowany został w okolice Manchesteru gdzie przeszedł kurs dywersyjno-spadochronowy. Część zajęć odbywała się nie tylko w Anglii, ale też w Niemczech. Identyczne szkolenie w czasie wojny przechodzili zrzucani do kraju cichociemni. Sergiusz przewidywany był do przerzucenia z powrotem do kraju. Jako „uśpiony żołnierz” miał oczekiwać dalszych rozkazów. Wszystkie te działania obejmowały w dalszym ciągu struktury WIN. „Kawka” podczas kursu wielokrotnie miał kontakt z czołowymi przedstawicielami tej formacji między innymi z cichociemnym Stanisławem Kolasińskim „Ulewą” oraz Józefem Maciołkiem, będącym szefem Delegatury WiN za granicą. Papliński zyskał również wówczas nowy pseudonim „Wiesiek”. Przygotowywany był w ten sposób na wypadek wojny z Sowietami – (III wojny światowej!). Jego skok do kraju z uwagi na zmieniające się nastroje polityczne nigdy nie nastąpił. 
      
„Kawka” próbując odnaleźć się w nowej rzeczywistości podejmował różnego rodzaju zatrudnienie. Przez pewien czas był kelnerem i obsługiwał nawet generała Władysława Andersa wraz z żoną. Pracował również w kamieniołomie jako strzałowy. Wykorzystując umiejętności nabyte w partyzantce wysadzał skalne ściany. Wkrótce w Londynie spotkał się ze swoim „saperskim mentorem” z partyzantki – cichociemnym Ludwikiem Wiechułą „Jeleniem”. Niedawnemu towarzyszowi broni nie był obojętny los Sergiusza na uchodźstwie. Martwił się o jego edukację i dalsze życie. To właśnie „Jeleń” namawiał Paplińskiego, aby się kształcił na obczyźnie i zdobył jakiś zawód. Za jego namowami Sergiusz wybrał drogę zawodową artysty, kształcąc się w Royal College of Art w Londynie. „Jeleń” wprost stawał na głowie i wykorzystywał wszystkie możliwe kontakty, aby w jakiś sposób pomóc Sergiuszowi. Przykładowo w ciągu jednego dnia wykorzystując znajomości w Rządzie RP na uchodźstwie „załatwił” Sergiuszowi stypendium naukowe, które „Kawka” otrzymał z polecenia samego gen. Tadeusza Komorowskiego „Bora”. Dzięki tym działaniom Sergiusz stał się znanym malarzem. Jako artysta spełnia się przez całe życie, realizując swoje dziecięce marzenia o malowaniu. 

Pamiątkowe zdjęcie „Krzyka”
dla „Kawki” z dedykacją
W powyższym tekście wymienione zostało tylko kilka osób, które w czasie wojny i tuż po niej wpłynęły kluczowo na życie tego „nygusowatego” partyzanta. Dzięki tym ludziom stał się takim, a nie innym człowiekiem. Ze wszystkimi z tych osób Papliński się przyjaźnił i spotykał. Jednak najdłużej przyszło czekać mu na spotkanie z „Krzykiem”, który przyjął go do oddziału partyzanckiego. Po wojnie Zygmunt Kiepas i Sergiusz Papliński nawiązali oraz utrzymywali ze sobą kontakt, rozmawiając jedynie przez telefon lub korespondując listownie. Prawdopodobnie ich pierwsze, a zarazem i ostatnie powojenne spotkanie miało miejsce dopiero w listopadzie 1988 r. Widzieli się wówczas kilkukrotnie miedzy 10 a 28 listopada 1988 r. „Kawka” w trakcie wizyty w Polsce został zaproszony przez „Krzyka” do mieszkania swojej córki Ewy Milczarek w Gdańsku. W trakcie tego spotkania rozmów, wspomnień i wzajemnych życzliwości nie było końca. Został przyjęty, tak jakby był członkiem tej rodziny. Od Kiepasa otrzymał wówczas pamiątkowe zdjęcie, na którym „Krzyk” pozuje wspólnie z „Szarym”. Zdjęcie to na odwrocie zostało opisane określając czas i miejsce jego wykonania: „Listopad 1943 „Sadłowizna” Leś. Klepacze”. Co wskazuje, że fotografia została wykonana w Lasach Starachowickich w obozowisku partyzanckim na tzw. „Kobylim Błocie”, mieszczącym się ok. 2,5 km na południowy zachód od leśniczówki Klepacze (w pobliżu dziś nieistniejącej miejscowości Karczma Kunowska). Być może właśnie na to miejsce Sergiusz musiał przybyć, aby dostać się do partyzantki. Zdjęcie dla Sergiusza zadedykowane zostało słowami: „Najdzielniejszemu partyzantowi „Kawce” Kiepas Zygmunt „Krzyk” Gdańsk, dn. 28.11.1988”. Podczas tego spotkania Sergiusz wykonał mnóstwo zdjęć, które jakiś czas później po wywołaniu przesłał Kiepasowi. Uwiecznił też moment pisania właśnie tej dedykacji. 
  
"Krzyk" i "Kawka"
W dniu 16 styczna 1989 r. „Krzyk” napisał do Sergiusza wspaniały list nawiązujący do Ich spotkania, którego treść zachowała się do dziś: „Drogi Sergiuszu, Dziękuje pięknie za artystycznie wykonane zdjęcia, w swoim i córki imieniu. Wszyscy oglądający byli zachwyceni wyrazistością i ujęciem tych zdjęć. Cieszę się, że nie dałeś długo na nie czekać. Jednocześnie dziękuję za list, w którym jest tyle ciepłych słów. Fakt, że dużo nas łączy i mam wrażenie, że przyjaźń ta zostanie do końca życia. Nie kryję się z tym, że byłeś jednym z moich pupilów. Takich jak Ty w Grupie było tylko czterech: Kawka, Szczodry, Mściciel i Wrona. Byliście najmłodsi i traktowałem Was więcej po ojcowsku, serdecznie a nie jak zimny i twardy dowódca. Byliście w takim wieku, że trzeba było tak a nie inaczej Was prowadzić i hartować. Muszę jedno stwierdzić, że za serce umieliście i umiecie płacić sercem. Jeszcze jedną sprawę muszę z Tobą omówić i uzgodnić. Mój Drogi, zestarzeliśmy się i różnica wieku stopniowo zaczyna się zacierać. Pozostali tylko ludzie – przyjaciele, których łączy braterstwo broni, wspólne przeżycia i wspomnienia. Przeżycia ciężkie ale zarazem i miłe. Przeżycia, które wywarły na nas swoje piętna i zaważyły na całym naszym życiu. Mieliśmy twardą młodość ale zarazem wspaniałą. Ku czemu zmierzam? Chcę żebyś zapamiętał. Między nami nie ma panów. Są przyjaciele partyzanci. Każdy tytuł wytwarza pewien dystans, a nie chciałbym, żeby między nami była jakakolwiek bariera. Jesteśmy sobie tak bliscy, a kiedy rozmawiamy przez pan zaczynamy się oddalać od siebie. Od dziś jestem dla Ciebie Zygmunt. Trochę się rozpisałem ale jest ku temu pora. W tej chwili kiedy piszę, jest niedzielny wieczór. Napaliłem pod kominem drewnem świerkowym. Drewno które charakterystycznie trzaska i ten trzask przeniósł mnie na stare szlaki partyzanckie i zmusił do zadumy. Co stwierdziłem, że piękną mamy kartę w historii partyzantki. Małe straty a dużo zwycięstw. Tak Sergiuszu, możesz być dumny, że byłeś w takiej grupie i masz współudział w naszych sukcesach. Całuję i ściskam serdecznie - Zygmunt.” Był to ostatni list jaki Sergiusz otrzymał od swojego „Ojca” z partyzantki – „Krzyka”. Zygmunt Kiepas zmarł dwa tygodnie po jego napisaniu, 29 stycznia 1989 r. w Gdańsku. 
   
Tomasz Pietrzykowski
i Sergiusz Papliński
W dzisiejszych czasach niektórzy młodzi ludzie słysząc słowa: wojna, okupacja odpowiadają: „Człowieku … kiedy to było!” A dla bohaterów takich jak Sergiusz to całkiem niedawno! Aż trudno uwierzyć, że przyjaźń „Krzyka” i „Kawki” nawiązana 77 lat temu dziś łączy pokolenia. Pomimo tego, iż Zygmunt Kiepas zmarł ponad 30 lat temu, „Kawka” dalej utrzymuje kontakty ze swoją „rodzinką”. Z córką „Krzyka” i jego wnukiem Jakubem spotkał się w pod koniec 2018 r. na X Festiwalu Filmowym Niepokorni Niezłomni Wyklęci w Gdyni. 

Również ze mną „Kawka” spotkał się kilkukrotnie. Prowadziłem z nim niezliczone rozmowy telefoniczne, dzięki czemu mógł powstać powyższy tekst. Pewnego dnia powiedział: „Słuchaj Tomku nie mów do mnie „Panie Sergiuszu”, bo czuje się staro, mów do mnie Sergiusz – tak po prostu jak kolega”. W końcu jestem synem chrześnicy Zygmunta Kiepasa – Teresy Pietrzykowskiej z d. Kiepas, dla której Zygmunt był nie tylko ojcem chrzestnym, ale i po prostu wujkiem. Sergiuszu dla Ciebie jesteśmy „rodzinką”, Ty dla Nas jesteś jej członkiem i wspaniałym przyjacielem z czego wszyscy jesteśmy dumni. Dziś to Ty jesteś naszym „partyzanckim ojcem”. To dzięki Tobie poznajemy wojenne historie naszej rodziny, za co zawsze będziemy wdzięczni. Przytoczę jeszcze raz słowa „Krzyka” – „mam wrażenie, że przyjaźń ta zostanie do końca życia”. Mam nadzieje, że tak właśnie będzie i z nami. Wypełnimy to przesłanie. W końcu ta przyjaźń jest niezwykła, ponadczasowa i wielopokoleniowa. 

Tomasz Pietrzykowski w oparciu 
o materiały, które zebrał wraz 
z Tomaszem Muskusem




1 komentarz:

  1. W formie uzupełnienia https://echodnia.eu/radomskie/jako-nastolatek-walczyl-o-polske-dzis-nie-ma-nawet-praw-kombatanta/ar/8503470?fbclid=IwAR0tn71EVuO4398LsxamD4fkgBpPXmmu19lWNFipKwPeQYnfnhz24Heflh8

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.