Polecane:

niedziela, 11 listopada 2018

Polskie świętowanie pod niemiecką okupacją

W 100. rocznicę odzyskania przez Polskę niepodległości zapraszam Państwa serdecznie do zapoznania się z moim opracowaniem na temat obchodów Narodowego Święta Niepodległości podczas II wojny światowej. Materiał oparty o kilka przypadków z Kielecczyzny dobrze pokazuje, że dzisiaj możemy być wdzięczni naszym przodkom, bo możemy ten ważny dla Polaków, dla narodu polskiego, dzień czcić w sposób dowolny. Przede wszystkim jednak w ogóle możemy go czcić.
 
Polskie Państwo Podziemne podczas II wojny światowej zarówno instytucjonalnie, jak i dzięki samodzielnej aktywności jego członków, dbało o kultywowanie patriotycznych postaw. Kolejne okupacyjne rocznice przedwojennych świąt były najlepszą okazją do tego, by pokazać Polakom, że Naród Polski wciąż istnieje. Że pomimo trwającej wojny, przygotowuje się do walki o odzyskanie niepodległości.
 
Świętowanie rocznic w realiach okupowanego kraju nie było proste. Po przegranej wojnie obronnej w 1939 r. Polacy przygwożdżeni klęską nie podejmowali wystąpień, które prowokowałyby następne represje. Dopiero co głęboko w konspiracji tworzyły się zręby Polskiego Państwa Podziemnego i tajnych organizacji o wolnościowym charakterze.
 
W powstałej sytuacji szybko odnaleźli się harcerze. Już 27 września 1939 r. Związek Harcerstwa Polskiego rozpoczął tajną pracę pod kryptonimem „Szare Szeregi”. Młodzi ludzie od samego początku wykazywali się dbałością o patriotyczną postawę. Do legendy przeszły przede wszystkim niebywale śmiałe akcje podejmowane przez warszawskich konspiratorów – Jana Bytnara „Rudego”, Macieja Aleksego Dawidowskiego „Alka”, Tadeusza Zawadzkiego „Zośkę” oraz dziesiątek im podobnych. Ich barwne losy zostały doskonale opisane przez Aleksandra Kamińskiego w popularnej książce Kamienie na szaniec.
   
Tego typu inicjatywy podejmowane były nie tylko w stolicy. Na terenie całego okupowanego kraju młodzi ludzie z narażeniem życia inicjowali działania mające na celu podtrzymanie morale narodu. Doskonałym tego przykładem był czyn z okazji pierwszej pod niemieckim jarzmem rocznicy Święta Niepodległości. Mieszkający wówczas w Skarżysku-Kamiennej osiemnastoletni phm. Władysław Wasilewski „Oset” (drużynowy VI Drużyny Harcerzy) nocą 10/11 listopada 1939 r. dokonał zuchwałego czynu, niemal pod oknami kwaterujących w pobliżu Niemców. Z pomocą dwóch kolegów Stanisława Faryńskiego i Jana Orzechowskiego zdołał wspiąć się na odsłonięty w 1933 r. pomnik, ufundowany przez skarżyski oddział Ligi Morskiej i Kolonialnej, upamiętniający 15. rocznicę odzyskania przez Polskę niepodległości i dostępu do Morza Bałtyckiego. Na wierzchołku zdołał zawiesić dużą biało-czerwoną flagę. Następnego dnia, ku radości Polaków polski symbol narodowy powiewał przez kilka godzin zanim niemiecka żandarmeria zdołała go zerwać. Akcja odbiła się szerokim echem wśród miejscowej ludności, która z ust do ust przekazywała informację o wyczynie nieznanych sprawców i problemach Niemców ze zdjęciem polskich symboli narodowych z wysokiego cokołu.
 
Dwa lata później, wieczorem 10 listopada 1941 r. znów w Skarżysku-Kamiennej „Oset” wraz z trzema innymi harcerzami przeprowadzili podobną akcję. Złożyli wieniec z szarfą w polskich barwach narodowych u stóp pomnika poświęconego bojownikom o wolność i niepodległość w latach 1794–1918. Było to ważne miejsce nie tylko ze względu na obelisk. W pobliskim budynku ubezpieczalni społecznej w lutym 1940 r. przetrzymywanych było ok. 420 aresztowanych Polaków podejrzewanych o udział w konspiracyjnej organizacji Orzeł Biały. Aż 360 zatrzymanych Niemcy rozstrzelali. Był to kolejny bardzo ryzykowny gest, pokazujący patriotyczną postawę młodych ludzi, którzy kultywowali obywatelskie cnoty, ale i pamiętali o zamordowanych patriotach.
 
Inną ważną okazją do przypominania o ciągłości Państwa Polskiego była rocznica uchwalenia Konstytucji 3 Maja. W wielu miejscach pojawiały się wówczas polskie symbole narodowe, umieszczane przez konspiratorów. Akcje tego typu zdarzały się również w prowincjonalnych miasteczkach, jak choćby w Bodzentynie w Górach Świętokrzyskich. Wczesną wiosną 1943 r. „spaleni” żołnierze Podobwodu AK Bodzentyn zmuszeni byli uciekać do lasu w obawie przed aresztowaniem. Utworzyli oddział partyzancki „Chłopcy z lasu”, którego dowódcą został ppor. Euzebiusz Domoradzki „Grot”. Poza działaniami dywersyjnymi, akowcy zwracali również uwagę na aspekt propagandowy. Ostrzelany i dobrze zorganizowany oddział mógł sobie pozwolić na brawurę w realizacji tego typu przedsięwzięcia.
 
Ppor. Marian Świderski „Dzik” tak opisał wydarzenia, które miały miejsce w 1943 r.: wieczorem 3 maja zabraliśmy ze sobą państwową flagę i ruszyliśmy w stronę Świętej Katarzyny. Wieczór jest ciepły. Powietrze rześkie i czyste. W drodze zapada noc. […] marszem zmierzamy w stronę Bodzentyna. Na skraju miasteczka ubezpieczamy się od strony Kielc, Suchedniowa, Starachowic i Słupi Nowej. Reszta oddziału udaje się na rynek. Na rynku przy oświetlonym latarkami sztandarze śpiewamy „Jeszcze Polska nie zginęła”, a potem „Grot” donośnym głosem mówi, że partyzanci polscy będą walczyć z niemieckim najeźdźcą do ostatniej kropli krwi.
  
Nie byłoby nic niezwykłego w zajściu, gdyby nie to, że kilkaset metrów od rynku znajdował się posterunek Policji Polskiej Generalnego Gubernatorstwa (tzw. policji „granatowej”). Żaden z funkcjonariuszy nie odważył się opuścić budynku, by interweniować. Nikt też o zajściu nie powiadomił telefonicznie niemieckiej żandarmerii z pobliskich Kielc. Po zakończeniu uroczystości i ściągnięciu ubezpieczeń nad ranem wróciliśmy do obozu zadowoleni i dumni z uczczenia święta Trzeciego Maja – wspominał M. Świderski po latach. Miesiąc później oddział „Chłopcy z lasu” dołączył do formujących się Zgrupowań Partyzanckich AK „Ponury” pod dowództwem por. Jana Piwnika.
 
Po połączeniu sił partyzanckich na Kielecczyźnie w duży oddział, nadal podejmowano działania propagandowe z okazji ważnych wydarzeń z dziejów Polski. Śmiały plan zrealizował ppor. Waldemar Szwiec „Robot”, który na czele II Zgrupowania Zgrupowań Partyzanckich AK „Ponury” dokonał skoku na Końskie. Na czele 64 partyzantów nocą z 31 sierpnia na 1 września 1943 r. zdobył powiatowe miasto, w którym stacjonował duży niemiecki garnizon. Celem akcji było podtrzymanie ducha ludności polskiej w powiecie koneckim, który po ostatnich aresztowaniach wyraźnie upadł [zatrzymano 247 osób – przyp. MJ]. Wykazanie własnym żołnierzom o niskiej wartości moralno-bojowej Żandarmerii i naszej nad nimi wyższości w tym kierunku przy walce wręcz. Zdobycie dla zgrupowania potrzebnych części wyekwipowania i umundurowania przez obrobienie niemieckich składów tekstylnych.
  
Operacja wykonana została w rocznicę wybuchu II wojny światowej. Kronikarz oddziału st. strz. Stanisław Wolff „Staszek” zanotował w swoim zeszycie: robota ta udała nam się wspaniale. Pominąwszy już korzyści materialne, osiągnęliśmy wielki sukces propagandowy. W czwartą rocznicę wojny zajmujemy sobie powiatowe miasto Końskie, obsadzone przez żandarmerię i inne władze niemieckie w łącznej sumie 1724 ludzi zdolnych do walki i plądrujemy w nim jak u siebie w domu. Nie tracimy przy tym ani jednego człowieka, podczas gdy po stronie niemieckiej jest ciężko ranny dow[ód]ca Żandarmerii, sześciu zabitych żandarmów i jeden z Sonderdienstu.
  

Po masowych aresztowaniach, które dotknęły mieszkańców miasta, czyn żołnierzy AK miał tym większe znaczenie. Poza wymiernym efektem w postaci wojennych zdobyczy, udało się podważyć morale okupanta. Kilka dni później, po kolejnej brawurowej akcji ppor. „Robota” na pociąg urlopowy jadący z frontu wschodniego, Niemcy i ludność cywilna zaczęli przypuszczać, że był to desant angielski lub sowiecki. Sądzono też, że oddział przemaszerował zza Sanu. Pojawiały się również fantastyczne pogłoski co do jego liczebności.
  
Partyzancka kampania roku 1943 zakończyła się dopiero późną jesienią. Po przeprowadzonej przez Niemców 28 października dużej obławie na Zgrupowania Partyzanckie AK „Ponury”, oddziały przerzuciły się w rejon Pasma Jeleniowskiego, na wschód od Łysogór. Żołnierze zatrzymali się na biwaku na Górze Skoszyńskiej [1], gdzie zastał ich 11 listopada. Poza trzema zgrupowaniami podporządkowanymi bezpośrednio komendantowi „Ponuremu”, na uroczyste obchody Święta Niepodległości dotarł dobrze uzbrojony i wyposażony oddział partyzancki Obwodu AK Iłża ppor. Antoniego Hedy „Szarego”. Kapelan Zgrupowań ks. Zygmunt Głowacki „Jaskólski” [lub o. Sylwester Granieczny - oblat ze Św. Krzyża - przyp. MJ] odprawił dla leśnego wojska Mszę świętą polową w intencji ojczyzny. „Szary” tak wspominał ten dzień: zgromadziliśmy się, by w rocznicę odzyskania niepodległości wznosić modły do Boga Najwyższego – my, tej niepodległości pozbawieni. Kazanie ks. „Jaskólskiego” było płomienne, budziło nadzieje i głęboką wiarę w sens naszej walki. Równie płomiennie przemawiał później komendant „Ponury”, podnosząc wszystkich na duchu.   
Zbiórka i apel oddziałów nie były w pełni radosne. Pomimo pozytywnych wieści o załamaniu się niemieckiego frontu wschodniego, wspominano towarzyszy broni poległych podczas walk na Wykusie w październikowej obławie. Następnego dnia por. „Ponury” rozformował zgrupowanie, a oddziały otrzymały rozkaz wymarszu w wyznaczone rejony na czas zimy.
 
Z nastaniem wiosny 1944 r. rozpoczęto odtwarzanie Sił Zbrojnych w Kraju. W występujących jawnie w polu jednostkach AK, które przyjęły nazwy swych poprzedników z okresu międzywojennego, można było czcić narodowe święta. W partyzanckich leśnych garnizonach organizowane były uroczyste apele i msze święte, np. z okazji uchwalenia Konstytucji 3 Maja. Pierwszy raz podczas wojny w podniosły sposób zorganizowane zostały także obchody Święta Wojska Polskiego, przypadające 15 sierpnia – w rocznicę zwycięstwa Polaków w 1920 r. w bitwie warszawskiej. Idący na pomoc Powstaniu Warszawskiemu 2 Pułk Piechoty Legionów AK stanął wówczas we wsiach otaczających Bodzentyn.
 
Jeden z żołnierzy Piotr Sierant „Marian” wspominał: zgrupowanie ppłk. „Lina” obchodziło w Dębnie Święto Żołnierza. Z wyjątkiem ubezpieczeń i patroli, wszyscy żołnierze wzięli udział w mszach polowych, zorganizowanych w miejscowym kościele i na pobliskich łąkach. Uroczystości zakończyły się defiladą, po czym po odczytaniu rozkazów o awansach i po obiedzie, przeprowadzone zostały badania lekarskie żołnierzy i szczepienia ochronne. Ot, proza żołnierskiego życia. Dzień świąteczny połączono z opieką nad żołnierzami. A wieczorem tego dnia oddziały wyruszyły na koncentrację Korpusu Kieleckiego AK w lasach przysuskich w celu realizacji zadań w ramach akcji „Burza”.
 
Dwa tygodnie później, po odwołaniu marszu na Warszawę, oddziały Korpusu Kieleckiego AK przeszły do realizacji planu „Zemsta”. Do późnej jesieni walczyły na tyłach frontu niemiecko-sowieckiego na Kielecczyźnie. Po kapitulacji Powstania Warszawskiego 3 października 1944 r. także w terenie doszło do rozformowania dużych oddziałów partyzanckich. 26 października oficjalnie przerwano realizację operacji „Burza”. Skadrowane grupy pozostały w lasach do listopada. Tropione były jednak przez siły niemieckie.
 
Był to czas ciągłych ucieczek i ukrywania się przed kolejnymi obławami. W lasach osieczyńskich na południowy zachód od Skarżyska-Kamiennej znalazł się szczątkowy oddział 2 Pułku Piechoty Legionów AK pod dowództwem kpt. Eugeniusza Kaszyńskiego „Nurta”. Żołnierze ze względu na swoje bezpieczeństwo zmuszeni byli trwać w lesie. Tu zastało ich ostatnie Święto Niepodległości w okupowanej Polsce. W nocy z 10 na 11 listopada 1944 r. spadł śnieg. Tego dnia z braku żywności zabito ostatniego konia, a mięso rozdzielono pomiędzy kilkuset żołnierzy. Ze względu na brak kuchni, partyzanci piekli koninę nad ogniskiem i jedli ją na wpółsurową. Nie było warunków do uczczenia najważniejszego polskiego święta. Sytuacja bojowa, w której się znaleźli, nie pozwoliła im stanąć na apelu, ani tym bardziej uformować szyku do defilady pododdziałów, jak bywało to przed wojną lub choćby kilka miesięcy wcześniej. Żołnierze zachowywali bezwzględną ciszę i ostrożność, ponieważ rejon lasów, w których przebywali przeczesywały antypartyzanckie jednostki Ostlegionu.
  
Nocą 12/13 listopada w pobliżu miejsca postoju pułku przeszła kolejna niemiecka obława. Na szczęście oddział nie został odkryty. Wieczorem 14 listopada 1944 r. kpt. „Nurt” zarządził apel. Około 500 żołnierzy i oficerów podzielonych na kompanie stanęło w dwuszeregu tworząc duży kwadrat. Część z nich w partyzantce była już od wiosny 1943 r. Służyli pod komendą wspaniałych dowódców – cichociemnych, m.in. por. „Ponurego” i ppor. „Robota”. Nie było przemówienia dotyczącego Święta Niepodległości.
  
Z rozkazu komendanta Okręgu Radomsko-Kieleckiego AK, oddział kpt. „Nurta” został rozformowany na zimowe „meliny”. Żołnierze otrzymali adresy, pod którymi znaleźć mieli schronienie aż do wiosny 1945 r. Zgodnie z założeniami, oczekiwać mieli dalszych rozkazów, które pojawić się miały po ustabilizowaniu się sytuacji politycznej i militarnej na ziemiach polskich po wkroczeniu na nie Armii Czerwonej, niosącej wątpliwej jakości „wyzwolenie” i Polskę „ludową”. Tymczasem jedynym rozkazem jaki nadszedł po 19 stycznia 1945 r. była wieść o rozwiązaniu Armii Krajowej.
  
Dla młodych ludzi walczących pod znakiem orła w koronie nowa rzeczywistość okresu powojennego i czasy stalinowskiego terroru stały się życiową tragedią. Walczyli o niepodległość Najjaśniejszej, a tymczasem ginęli w bratobójczych walkach z oddziałami UB, MO, KBW i sowieckiego NKWD. Część akowców trafiła przed oblicze „wymiaru sprawiedliwości”, mieniącego się „sądami Rzeczypospolitej”. Na żołnierzach konspiracji poakowskiej walczących dalej w organizacji „Nie”, Delegaturze Sił Zbrojnych na Kraj i Zrzeszeniu „Wolność i Niezawisłość” na podstawie sfingowanych procesów wykonywano wyroki śmierci. Ginęli także bez wyroków w niewyjaśnionych okolicznościach lub skazywani byli na lata ciężkiego więzienia. Ci, którym udało się uciec z Polski, resztę życia spędzili na emigracji bez możliwości powrotu do ojczyzny.
  
Nowe komunistyczne władze zniosły święto państwowe 11 listopada, zastępując je rocznicą ustanowienia Polskiego Komitetu Wyzwolenia Narodowego w dniu 22 lipca. Żołnierze AK na wolną Polskę i przywrócenie im pełni zasłużonych praw honorowych czekali aż 44 lata od zakończenia II wojny światowej. Dopiero w 1989 r. mogli w pełni nieskrępowanie uczcić Święto Niepodległości przywrócone przez ostatni Sejm PRL w wyniku przemian społecznych zachodzących w Polsce. Dziś ostatni żołnierze II wojny światowej wciąż pojawiają się na obchodach rocznicowych. Dla nich, dla walczących o prawo do wolności, jest to najważniejszy dzień w roku. My zaś – pokolenia, które nie zaznały wojny i ucisku – powinniśmy docenić dzieło naszych dziadków i pradziadków i wspólnie z nimi uczestniczyć w świętowaniu Niepodległości.

dr Marek Jedynak

_______________________
  
Nota:
Pierwotnie tekst ukazał się [w:] Marek Jedynak, Polskie świętowanie pod niemiecką okupacją, „Mówią wieki” 2016, nr specjalny, s. 80-83.
  
Przypisy:
[1] M. Baran-Barański, Niespodzianka historii. O "Mszy na Szczytniaku" [w:] portal Stowarzyszenia Pamięci "Ponury"-"Nurt" [klik]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.