Monitory w porcie w Pińsku. |
11 kwietnia 1942 r. grupa żołnierzy „Wachlarza” pod dowództwem cichociemnego kpt. Alfreda Paczkowskiego „Wani” vel „Włodka” przeprowadziła akcję unieruchomienia monitora rzecznego na Kanale Królewskim. Było to jedno z nielicznych uderzeń polskiego podziemia wymierzonych w jednostkę pływającą nieprzyjaciela.
Wachlarz” (inny
kryptonim „Akcja W”) został wyodrębniony w ramach ZWZ po niemieckim ataku na
ZSRS. Jego celem było prowadzenie dywersji na zapleczu frontu wschodniego poza
przedwojennymi granicami II RP. W dłuższej perspektywie miał stanowić osłonę
powstania powszechnego, gdyby takowe wybuchło. Alianci zachodni naciskali na Naczelnego
Wodza Polskich Sił Zbrojnych, aby znaczna część funduszy przekazywanych na
wsparcie polskiego podziemia kierowana była właśnie na potrzeby „Wachlarza”.
Także cichociemni, którzy przybywali drogą lotniczą do okupowanej Polski, w
dużej części byli kierowani w szeregi „Akcji W”. Jednym z nich był właśnie
„Wania”. Paczkowski został zrzucony do kraju pod koniec grudnia 1941 r. i po
zaaklimatyzowaniu w realiach okupowanej Polski został mianowany dowódcą III
odcinka „Wachlarza”, z bazą w Brześciu. Dzięki zdolnościom organizacyjnym w
krótkim czasie zorganizował teren oraz podporządkował sobie grupę żołnierzy z
innej organizacji konspiracyjnej.
Wiosną 1942 r.
Paczkowski zaczął działać. W początkach kwietnia jeden z jego podkomendnych,
por. Zbigniew Piasecki „Topór” vel „Orlik”, zdobył niezwykle cenną
informację. Na Kanale Królewskim w okolicach Antopola utknął monitor rzeczny
(według niektórych przekazów kanonierka rzeczna). Była to jednostka Flotylli
Rzecznej Marynarki Wojennej stacjonującej przed wojną w Pińsku, która po
agresji III Rzeszy na Polskę została przejęta przez Niemców. Zgodnie z
meldunkami wywiadu monitor był uzbrojony, a obsługiwało go dziewięciu lub
dziesięciu członków załogi. Osiadł na mieliźnie prawdopodobnie podczas próby przepłynięcia
kanału w celu ewakuacji do Rzeszy.
Meldunki
spływające z terenu zainspirowały Paczkowskiego do działania. „Wprawdzie nie
miałem w rodzinie marynarzy, ale perspektywa walki z okrętem III Rzeszy
kusiła...” – pisał w wydanych po wojnie wspomnieniach pt. „Ankieta
cichociemnego”. Przygotowanie planu uderzenia powierzył Piaseckiemu, a ładunek
wybuchowy – minę zegarową – spreparował sierż. Jan Marszałek „Gryf”.
Dziesiątego kwietnia wywiad przekazał meldunek, że na monitorze znajduje się
nieokreślona liczba marynarzy, którzy strzelają do każdego, kto próbuje zbliżyć
się do jednostki. Paczkowski wydał rozkaz do działania.
Wraz z
dziewięcioma podkomendnymi podzielonymi na trzy grupy nocą 11 kwietnia dotarli
nad kanał. Plan zakładał, że po wysadzeniu jednostki przez grupę minerską pod
dowództwem „Wani” do akcji wkroczy sześcioosobowa grupa szturmowa dowodzona
przez Piaseckiego i zlikwiduje niemiecką załogę. W jej skład weszli por. NN
„Wir”, pchor. Michał Żołnierowicz „Garda”, pchor. Józef Solnica „Żuk”, pchor. Antoni
Kończal „Mały” oraz strz. Bronisław Sianoszek „Imrun”. Grupa szturmowa pokonała
kanał w bród i ukryła się w zaroślach nieopodal jednostki. Następnie do
działania ruszył Paczkowski wraz z plut. Antonim Langnerem „Duglasem”
(„Douglasem”). Kanałem podeszli do monitora. „Wania” niósł plecak z miną, a
Langner, uzbrojony w pistolet maszynowy, ubezpieczał go. Z brzegu byli też
ubezpieczani przez dwóch kolejnych „wachlarzowców” pchor./ppor. Zbigniewa
Słonczyńskiego „Jastrzębia” oraz sierż. „Gryfa”. Niestety, nie obyło się bez
komplikacji. Magnesy, za pomocą których chcieli założyć ładunek, nie trzymały
się kadłuba. Na szczęście mieli ze sobą sznur, którym przywiązali minę poniżej
linii wody. To nie był jednak koniec problemów. Mimo że zegar miał ustawione
półgodzinne opóźnienie, mina wybuchła już po około dwóch minutach. „Jeszcze
stałem w wodzie koło brzegu – wspominał Paczkowski – gdy nastąpiła potężna
eksplozja (dwie kostki trotylu i rolka plastyku ponad sto gramów). Upadłem do
wody, ale nie straciłem przytomności”. Pozostali żołnierze także dość mocno
odczuli siłę wybuchu, jednak uderzenie musiało być kontynuowane.
Po wtargnięciu
grupy szturmowej na pokład okazało się jednak, że monitor został opuszczony na
noc przez niemiecką załogę, która wymontowała broń pokładową i przeniosła się
do pobliskiej wioski w obawie przed grupami dywersyjnymi. Langner z Marszałkiem
zniszczyli motory jednostki, aby Niemcy już ich więcej nie wykorzystywali. Wrak
długo jeszcze zalegał na Kanale Królewskim, blokując żeglugę oraz przypominając
okupantowi, że podziemie działa. Akcja nie zagościła jednak w statystykach
„Wachlarza”, bowiem teren, na którym została wykonana, należał przed wybuchem
wojny do Polski. Paczkowski określił ją jako strzał w powietrze, będący
jednakże świetnym sprawdzianem w „cichociemnym” stylu, a dla części jej
uczestników początkiem szlaku bojowego.
Tekst za: Wielka
Księga Armii Krajowej, [opieka red. Ewelina Olaszek], Kraków 2015.
Zdjęcie
za: Jerzy Pertek: Wielkie dni małej floty, Poznań 1976.
Ciekawie opisane, mała lekcja historii :)
OdpowiedzUsuń