Już niedługo zasiądziemy wszyscy przy wigilijnym stole. Będzie karp, będą pierogi, a może nawet dwanaście potraw. Pamiętajmy jednak, że nie zawsze tak było. Były czasy, o których wiemy dużo, ale jednak nie wszystko. Pamiętamy daty bitew, potyczek, a czy kiedyś zastanawialiście się, jak wyglądała partyzancka Wigilia? Dzięki nieocenionemu panu Leszkowi, udało mi się dowiedzieć o tym i owym. Wigilia 1944. Wplotłem w tę opowieść trochę dialogów, pewnie ktoś będzie rozmyślał czy są prawdziwe. Może tak, a może nie. Po tylu latach, któż to wie...
21 grudnia
1944. Wioska Brzeście niedaleko Nagłowic. Na zimowej melinie
przesiadują kolejny już długi, chłodny dzień „Leszek” z
„Wilczkiem”.
- I co, Leszek, tkwimy tu już ponad miesiąc na łasce gospodarzy, ani dokumentów, ani pieniędzy, dowództwo Bóg raczy wiedzieć gdzie, a święta się zbliżają i zjadłby człowiek wreszcie coś dobrego.
- Nie marudź Stefek, nie mamy jeszcze tak źle, „Bat” mi wczoraj mówił, że oni tam w sąsiedniej wsi mają jeszcze gorzej. Cieszą się jak dostaną chociaż miskę zalewajki. Gospodarze gościnni, ale bieda aż piszczy. Zresztą nie bój się, nie takie rzeczy się załatwiało. Wigilia będzie taka jak trzeba, pamiętasz ten liegenschatf przy lotnisku koło Nagłowic?
- No pamiętam, bogate miejsce, ale cóż z tego, jak o rzut beretem od lotniska, a tam szwabów jak mrówków się kręci.
- I bardzo dobrze. Pod latarnią najciemniej. Zbierz kilku chłopaków z bronią i zaraz wyruszamy.
Kilka godzin
później nasza dzielna kompanija zbliża się do majątku
zarządzanego przez Niemców. Cicho i z bronią gotową do strzału
mijają lotnisko, już widać pierwsze zabudowania. Podchodzą pod
okna, widać jak zarządcy zajadają z uśmiechem posiłek. „Leszek”
patrzy na tę scenę trochę z uśmiechem, trochę ze złością i
mówi szeptem:
- Nie spodziewają się niczego szwaby jedne, już pięć lat jak rządzą się na tej ziemi, ale za chwilę inaczej zaśpiewają. Walnij no tam Stefek kolbą w drzwi, niech wiedzą, że nie mogą czuć się tu bezpieczni.
„Wilczkowi”
nie trzeba było dwa razy powtarzać. Po chwili rozległo się
walenie w drzwi i donośny głos:
- Otwierać !!!
- Kto tam? Czego chcecie?
- Jak wam zaraz pokażę kto, Wojsko Polskie od „Nurta”, dwa razy nie będę powtarzał.
Po chwili są
już w środku. Trzeba utrzymać Niemców w strachu, więc „Leszek”
od progu krzyczy:
- To Wojsko Polskie głodem przymiera, a wy tu, na naszej ziemi, nasze mięso zajadacie, a i Polaków słyszymy, źle traktujecie !!!
- Panie oficerze, my tu z przymusu, my dobrzy, niech robotnicy zaświadczą...
- Znamy my tą waszą dobroć, jak zaraz na podwodzie nie będę widział wieprzka i cielaka, to każdy po dwadzieścia kijów na gołą d... dostanie !!!
Chłopaki z
podziwem patrzą na „Leszka”. „Ten nigdy nie traci rezonu” -
myśli niejeden z nich. Po kilkunastu minutach są już w drodze
powrotnej. Zadowoleni, bo na furmance leży spory wieprzek z
cielakiem. Zadowoleni, bo obyło się bez strzelaniny. Niemcy z
majątku byli za bardzo wystraszeni, a ci z niedalekiego lotniska nic
nie widzieli, a może i nie chcieli widzieć?
„Wilczek”
patrzy na zdobycz.
- „Leszek”, a co my z tym zrobimy, ja się na uboju i wyrobach nie znam.
- A myślisz, że ja się znam? Że może w Wachlarzu to nas kiełbasę uczyli robić, albo w plutonie ochronnym? Ale nie martw się. Pamiętasz tego karczmarza z Dzierzgowa? Dostarczymy jemu i za trzy dni zrobimy taką Wigilię, że i u mamy lepszej byś nie miał. Mięso jest, chleba nie brakuje, a u niego to i coś mocniejszego się znajdzie. Trzeba tylko dać znać wszystkim chłopakom. Twoja w tym głowa, pamiętaj, że w okolicy jest sporo chłopaków od „Szorta”.
24 grudzień.
Gospoda w Dzierzgowie. Jest ich ponad dwudziestu. Nastrój świąteczny
i radosny. Zamiast symbolicznego opłatka jest kawałek chleba. Życzą
sobie oczywiście następnych świąt już w wolnej Polsce. Jeszcze
nie wiedzą, że przyjdzie im na to poczekać jeszcze 45 lat. Że
wielu tego nie doczeka. Liczy się tylko to, co tu i teraz. A teraz,
są koledzy, są święta i można się wreszcie najeść dobrze i do
syta. Niejednemu zakręci się w oku łza.
„Leszek”
patrzy na zadowolonych kolegów, ale przed oczami ma też tych, z
którymi związał swoje leśne życie. „Jędrek”, „Szyling”,
„Kolcik”, „Kampel”, komendant „Ponury... Ich już nie ma.
Takie życie żołnierza. Wielu zginęło, ale jeszcze więcej
przeżyło i walczy nadal. Krótko trwała ta chwila wspomnień. Bo
już „Bat” jest tuż obok z dwoma szklankami i słychać tubalne:
- „Leszek”, najlepszego...
Za oknem
mróz, sypie śnieg, a w zapomnianej knajpce w Dzierzgowie trwa
niezapomniana partyzancka Wigilia. Przed chwilą było jeszcze
słychać ostatnie strofy kolędy „Bóg się rodzi...” A teraz
ponad dwudziestu chłopa wstaje i po całej wsi niesie się gromkie „
Choć z dala swą mamy rodzinę i bliskich, my polscy żołnierze od
Gór Świętokrzyskich...”
Z okazji zbliżających się Świąt Bożego Narodzenia dla wszystkich żołnierzy Zgrupowań i ich rodzin, dla wszystkich członków Stowarzyszenia Pamięci Ponury - Nurt oraz dla naszych wszystkich czytelników
WESOŁYCH ŚWIĄT !!!
Okupacyjne partyzanckie Wigilie,bardzo dobry (pomysł) motyw.
OdpowiedzUsuńDo tematu wrócimy. Dla pewności zajrzę do spisanych wspomnień lekarki.Podkieleckie miasteczko, w pustym nieogrzanym nie oświetlonym pomieszczeniu na przeciwko budynku niemieckiej policji dogorywają głodni ranni partyzanci, jest z nimi młoda lekarka.
Okoliczności arcytagiczne . I co dalej ?
Bobrowa