Polecane:

niedziela, 17 kwietnia 2011

Rekonstrukcja grobu "Jędrka"

Jest 7 października 1943 r. W młynie Cioka, w pobliżu Skarżyska-Kamiennej widzimy wielkie poruszenie. Kilkunastu młodych żołnierzy z drużyny ochronnej komendanta „Ponurego” rozbiega się na wyznaczone im miejsca. Nie wiedzą kto przyjechał na dzisiejsze spotkanie, ale wiedzą, że z pewnością jest to ktoś ważny, bardzo ważny. Obcy przyjechał, podszedł do „Ponurego”, a Ten regulaminowo zwarł obcasy i zasalutował. Nigdy przedtem ani nigdy potem nie widziałem aby „Ponury” komuś salutował – wspominał to wydarzenie „Bór” - Zbigniew Lange, który w tym dniu był w szeregach drużyny ochronnej. A swoją obecnością zaszczycił ich sam szef Kedywu KG AK – wtedy jeszcze pułkownik „Nil” Emil Fieldorf.

Na ich nieszczęście, choć wtedy myśleli zupełnie odwrotnie, pojawia się też „Motor”. Przywozi pocztę i sporą sumę pieniędzy, które mają pomóc przetrwać zgrupowaniom zbliżającą się zimę.
Chłopcy rozstawieni na czujkach spokojnie pełnią swoje obowiązki. Jest wśród nich „Jędrek” Andrzej Pasek. Mimo młodego wieku już kapral. Bratnia dusza w drużynie ochronnej. Ileż to razy, gdy komendant był w złym humorze, „Jędrek” rozładowywał gorącą atmosferę. Te dziesiątki dowcipów, z których śmiał się i „Ponury”. Złoty chłopak – zawsze jest tam gdzie trzeba.
Spokój nie trwa długo. Od strony drogi zauważają rozładowujących się z ciężarówek Niemców. Krótka strzelanina. Wobec zdecydowanej przewagi wroga, „Ponury” zarządza odwrót. Wycofują się w stronę Wołowa, tam gdzie Niemcy jeszcze nie zdążyli zamknąć pierścienia obławy. W samą porę. „Jędrek” wycofuje się ostatni. Krótkimi seriami blokuje żołdaków niemieckich. Naraz jeden z oficerów mówi, że w młynie została teczka z pieniędzmi przywiezionymi przez „Motora”. Zgrupowanie nie może pozwolić sobie na taką stratę. Ileż to można kupić za nie jedzenia, ile ciepłych ubrań dla chłopaków na zbliżającą się zimę. Ktoś musi wrócić. Idzie ten, dla którego to trudne zadanie jest jednym z wielu. Może i się boi, może wie, że zadanie prawie niewykonalne, ale wie, że będąc w elitarnej drużynie ochronnej komendanta, trzeba wykonywać i takie rozkazy. „Jędrek” wraca do młyna. Wycofujący się oddział patrzy na jego znikającą sylwetkę. Po chwili znika między drzewami. Jeszcze tylko usłyszą strzelaninę, coraz krótsze, słabsze serie i zalega cisza. Nie ma „Jędrka”, pieniądze przepadły, ale udało im się wyrwać. Znowu pokazali, że tu gdzie są Zgrupowania, jest i Wolna Polska. Wolna też dzięki „Jędrkowi”, który nigdy już nie wrócił do oddziału, nie zasiadł z nimi przy wspólnym ognisku. Zginął tam przy młynie. Niemcy zostawili ciało, a koledzy pochowali Go tam, gdzie leżał, blisko pięknej w tym miejscu Kamiennej, w której nieraz wspólnie się kąpali. A na grobie postawili partyzancki, brzozowy krzyż.
To jedna z wielu wersji obławy na młyn Cioka, jedna z wielu wersji sytuacji, jak zginął „Jędrek”. Po tylu latach, rozmowach z uczestnikami tamtych wydarzeń, sklejaniu poszczególnych wątków, ta właśnie wydaje się być najbliższa prawdy.
Po wojnie ciało "Jędrka" zostało ekshumowane i przeniesione na cmentarz NSJ w Skarżysku-Zachodnim. Minęły lata. Wiele razy Kamienna w tym miejscu wylała. Zniknęły pozostałości po młynie, zniknął brzozowy krzyż. Na skarpie przy rzece stoi obelisk z tablicą upamiętniającą tamto wydarzenie. Są też ludzie, którzy pamiętają i dbają, aby ta pamięć nadal trwała. Na jednym ze spotkań Stowarzyszenia Pamięci Świętokrzyskich Zgrupowań Partyzanckich AK "Ponury"–"Nurt" padło pytanie: Co z grobem „Jędrka”? W jakim jest stanie, czy ktoś się nim opiekuje?
Niestety, po kilkukrotnym odwiedzeniu cmentarza, popytaniu starszych ludzi, o lokalizację grobu, okazało się, że czas wyjątkowo okrutnie obszedł się z tym bohaterskim żołnierzem. Nie ma już grobu „Jędrka” na cmentarzu. Może nie miał się kto nim opiekować, może zupełnie zarósł i miejsce to wykorzystał do pochówku ktoś inny? Fakt jest faktem, że po wejściu na cmentarz, od razu po prawej stronie przy murze, w miejscu, gdzie miała być mogiła „Jędrka” - stoi teraz kilka nowych pomniczków.
Na początku 2011 r. zapadła męska decyzja – rekonstruujemy grób tam, gdzie zginął. Przecież to miejsce jest uświęcone Jego krwią. Ten żołnierz musi mieć swój grób, nawet symboliczny, żeby można było pójść zapalić świeczkę i się pomodlić. Niemożliwym okazało się zrobić grób tam, gdzie był w pierwotnym miejscu. Wylewy rzeki, podmokły teren – to byłoby rozwiązanie bardzo nietrwałe, o ile nie powiedzieć – jednoroczne. Postanowiliśmy, że symbolicznie „Jędrek” spocznie obok obelisku, który upamiętnia i Jego śmierć w tym miejscu.
16 kwietnia 2011 r. wreszcie pogoda nam sprzyjała i możliwym stało się zrealizowanie naszego planu. Po niecałych 68 latach, symbolicznie „Jędrek” wrócił w miejsce gdzie bohatersko zginął. A wraz z Nim wróciła pamięć o tamtych dniach i mamy nadzieję, że będzie trwać jak najdłużej.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.